Tomasz Jaśkowiec, Nakrywanie głów przez siostry

/ 31 października, 2016/ Artykuły, Tomasz Jaśkowiec, Trudne tematy

Dwudziesty pierwszy wiek to dość niezwykłe czasy, w których wszystko jakby stanęło na głowie. Dotyczy to również ogromnej zmiany porządku społecznego, a tym samym relacji damsko-męskich. Jak do tego doszło? Ostatnie wojny światowe wprowadziły panie do życia publicznego, a następująca później komputeryzacja prawie wszystkiego, oraz rozwój idei wolnego rynku w bardzo znaczącym stopniu przyczyniły się do ich uniezależnienia się od mężczyzn, chociaż wówczas nie do końca. Jeszcze bowiem nasze babcie i prababcie (zależy kto to czyta) rodziły po kilka lub kilkanaście dzieci (taki był standard) a to zmuszało je do pozostania w domu na finansowej łasce ich męża. Dopiero rozkwit kultury hedonistycznej u schyłku XX wieku, czyli powszechnego uznania osobistego szczęścia za priorytet życia człowieka ograniczył przyrost kłopotliwego potomstwa stającego się przeszkodą w zdobywaniu wykształcenia, pieniędzy, czy prestiżu społecznego. Kropkę nad „i” postawiła chyba rewolucja seksualna, a ruchy feministyczne nie walczyły już o równość kobiet, ale o wywyższenie ich ponad prawa mężczyzn, co obecnie widzimy. Nie bez znaczenie był też rozwój branży antykoncepcyjnej, znaczenia mody i nastawienie europejskiego społeczeństwa na dobrą rozrywkę. Tak to płeć piękna prawie na równych prawach dołączyła do pogoni za szczęściem dostępnym wcześniej tylko panom. Kobiety bardzo szybko wypełniły nie tylko fabryki, ale jako symbol piękna i seksu również media i show biznes, a z czasem też biura, teatry i uczelnie. Z jednej strony były elegancką ozdobą różnego rodzaju imprez, a z drugiej same sięgnęły po różnie rozumianą władzę, co w dużym stopniu umożliwił im panujący w Europie system demokratyczny. Zmienił się też wizerunek nowoczesnej kobiety: bogata, wykształcona, wyzwolona, zadbana, niezależna, a nawet drapieżna … W tym kierunku podążały i wciąż podążają marzenia i ambicje wielu pań. Symbolem owej nowej światowej mody stały się wysokie obcasy umożliwiające paniom nie tylko zrównanie się wzrostem z większością mężczyzn, ale również dorównanie im na wielu innych płaszczyznach, oraz podciągnięcie własnego ego. Oto obraz tego, co złośliwi nazywają przekleństwem życia w ciekawych czasach. Nie da się bowiem ukryć, że tempo przemian zarówno technologicznych jak i społecznych jest obecnie zastraszające i chyba nie ma sobie równego w całej naszej historii. To zaś mocno niestety oddziałuje na mentalność współczesnych chrześcijan, a zwłaszcza kobiet, idących na bardzo wiele, pozornie korzystnych dla siebie, całkiem poważnych kompromisów z filozofią tego świata, która praktycznie całkowicie otwarcie zakwestionowała wszelkie podstawy chrześcijańskiego życia. Tak więc miejmy to wszystko na uwadze starając się zrozumieć trudności ze zrozumieniem, interpretacją i zastosowaniem w życiu codziennym nawet najprostszych zaleceń Biblii. Opór społeczny na jaki w wielu sprawach napotykamy jest zatrważający. A powszechny w otaczającym nas społeczeństwie relatywizm dotyka wszystkich dziedzin naszego życia zmuszając do weryfikacji własnych poglądów, oraz podstaw na których zostały one zbudowane. Wbrew pozorom, to wcale nie musi być ogrom syzyfowej pracy, ale może z tego wyniknąć całkiem wartościowe przeanalizowanie naszego podchodzenia do życia, szczęścia i wspólnej nam wiary.

Dzięki niech będą Bogu za to, że pozostawił nam swoje natchnione i niezmienne Słowo będące wzorcem wszystkiego co podoba się Stwórcy, oraz swego Ducha Świętego, aby pomagał nam je rozumieć (Dz.5.32). Na jego podstawie możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa określić, czy pozostajemy w jedności z nauką Jezusa i Jego Apostołów, czy nie (Ef.2.19-20, 1J.1.3). Chrześcijaństwo nie jest kodeksem zakazów i nakazów, a tym bardziej zbiorem luźnych zasad które można sobie dowolnie interpretować w zależności od okoliczności i zaistniałej potrzeby lecz postawą dobrowolnego oddania się Jezusowi Chrystusowi jako swojemu Panu i Zbawicielowi. To musi się wyrazić całkowitym oddzieleniem od zasad funkcjonowania tego świata i szczerym trwaniu we wszystkim co podoba się Bogu (Jk.4.4, 1P.1.13-17). Idea pełnego posłuszeństwa Bogu wcale nie jest nadinterpretacją, ale podstawowym celem każdego wierzącego. Jeżeli chcemy zachowywać tylko część Jego nauki, tą która nam odpowiada, oraz tylko część błogosławieństw, a to z czym się nie zgadzamy odrzucać, to tworzymy własną naukę i nie możemy już nazywać chrześcijanami, a Jezusa Chrystusa swoim Panem. W konsekwencji jest to świadome wyrzeczenie się obiecanego nam życia wiecznego na rzecz doczesności. Z tego bowiem wynika, że bardziej zależy nam na pozycji decydenta w swoim życiu zwykle ze względu na jakieś korzyści, niż na dochowaniu wierności Chrystusowi. Jeżeli nie złamiemy w sobie naszego oporu dążąc do pełnego posłuszeństwa Bogu (zawsze, wszędzie i za każdą cenę), to zatwardzimy nasze serca względem Boga i Jego Słowa, a to co stworzymy będzie jakąś naszą filozoficzną hybrydą. Niezależnie od tego jak atrakcyjnie będzie wyglądać w oczach innych ludzi nie będzie miała obietnicy wieczności z Bogiem. Tak naprawdę to podstawowy powód dla którego nie warto zajmować się żadnego rodzaju zlepkami. One mogą mieć wartość jedynie jako jakiś nasz etap pośredni do prawdziwego chrześcijaństwa, które powinno się traktować jako dobrowolne przymierze z Bogiem. Miłość jest jego siłą, a zaufanie łączy nas w jedno z Chrystusem. Tu nie ma miejsca na kompromisy, albo niebezpieczne eksperymenty. Ryzyko zerwania warunków naszego przymierza z Bogiem jest zbyt wielkie, a wytrwanie w nim wbrew potocznej opinii wymaga pełnego zaangażowania (1P.4.18-19). Nie da rady tego osiągnąć próżniak, leniuch, ani tchórz, a tym bardziej egoista, czy lekkoduch, bo uczeń Chrystusa idąc drogą krzyża dąży do pełnego posłuszeństwa swemu Panu nie zwracając uwagi na własne korzyści, prawa, czy odczucia. A cały trud jaki wkładamy we właściwe rozumienie przesłania Biblii ma nas uchronić od nieświadomego znieważania Boga, bo to oczywiście nie będzie dla nas korzystne. Zwykle nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego problemu. Tak więc uparte trwanie przy swoich racjach jest buntem względem Stwórcy, a znieważanie Go z powodu naszego lekceważenia lub ignorowania Jego Słowa jest dla Niego niemiłe i co najmniej niebezpieczne dla nas. Musimy bowiem pamiętać, że nieznajomość prawa wcale nie zwalnia nas od obowiązku jego przestrzegania, chociaż nie świadczy o naszej złej woli. W błędzie jest ten, albo raczej ta, która sądzi, że Bóg odstąpi od najwyższego kanonu piękna i doskonałości zwanego świętością ze względu na nasze fochy, nieświadomość, zatwardziałość serca czy bardzie lub mniej otwartą, albo zakamuflowaną pychę lub egoizm. Również w tej sprawie Biblia nie pozostawia nam wielu wątpliwości. Wyrok już zapadł, a my do czego lub kogo przylgniemy, tego los podzielimy.

Wiedząc już w jakich czasach przyszło nam żyć, oraz jakie wymagania stawia nam Biblia jako tym, którzy weszli w przymierze z Bogiem stając się szczególną własnością Boga postarajmy się bez uprzedzeń i kalkulowania kosztów ocenić przesłanie fragmentu 1Kor.11.2-16, oraz zrozumieć w czym leży jego trudność. Wiemy bowiem, że jest co najmniej kilka różnych interpretacji tego tekstu z którymi mamy nadzieję w poniższym opracowaniu się uporać.

  1. Na początku chciałbym odrzucić wszelkie interpretacje tych, którzy uzależniają ją od zwyczajów panujących w Koryncie i jakichkolwiek uwarunkowań społeczno-kulturalnych. Wiemy, że Korynt był miejscem ścierania się kultury wschodniej z grecką, ale Paweł zupełnie pomija tą sferę w swoich rozważaniach. (lokalne zwyczaje, długość włosów cór Koryntu, czy panujące tam zepsucie moralne w tej argumentacji są bez znaczenia). Sprawa nie jest tylko kwestią lokalną, ani dotyczącą wyłącznie tamtych czasów. Świadczą o tym słowa Pawła zapisane niewiele wcześniej: Dlatego posłałem do was Tymoteusza, który jest moim umiłowanym i wiernym synem w Panu; ten wam przypomni postępowanie moje w Chrystusie, którego nauczam wszędzie, w każdym zborze” (1 Kor.4.17). Podobny wniosek można wyciągnąć z fragmentu 1Kor.11.16. Będącego wnioskiem końcowym rozważań o nakrywaniu głowy, gdzie Paweł wyraźnie wyznaje, że w tej sprawie, ani on, ani inne zbory nie zamierzają więcej dyskutować. Tak ma być i koniec. Ponadto argument dotyczący aniołów nie miałby sensu gdyby treść tego fragmentu nie dotyczyła wszystkich wierzących, nie mówiąc już o tym, że polecenie biblijne jest wolą Boga dotyczącą wszystkich wierzących uważających się za Jego sługi.

  2. Podany w wersecie trzecim model zwierzchności wymienia w ciągu Ojca, Syna, mężczyznę i kobietę. Taki został ustalony porządek przez Boga i uznając Boga jako swego Pana trzeba też uznać wyznaczony przez niego porządek. Wynika z niego między innymi, że kobieta chociaż jest równa mężczyźnie co do natury i chwały przed Bogiem, podobnie jak Syn jest równy Ojcu co do natury i należnej Mu chwały, została podporządkowana mężczyźnie, jak Chrystus Ojcu. Nie znaczy to, że ktoś tu jest lepszy lub gorszy, bo takiego rozgraniczenia nie da się zrobić pomiędzy Ojcem i Synem, ale sprawa dotyczy raczej różnicy w otrzymanych do wykonania obowiązków i posiadanych ku temu celowych predyspozycji i darów. Podobnie dzieci mają być podporządkowane matce i ojcu, jak matka ojcu i Bogu. Zarówno kobieta jak i mężczyzna, każdy z nich osobno, odpowiedzą przed Bogiem z wykonania powierzonych im przez Niego obowiązków. Tutaj wbrew pozorom żadna ze stron nie jest uprzywilejowana, nie znaczy to również, że Bóg patrzy na nas różnie ze względu na posiadaną płeć (Gal.3.26-29, Mt.22.30). Tak więc mają rację siostry, które bronią się przed zdegradowaniem ich do roli niewolnic, bo nie o to tutaj chodzi. Syn dobrowolnie był posłuszny Ojcu i otacza Go chwałą, ale również Ojciec otacza chwałą Syna (J.13.32, J.17.4-5). Podobnie ma być pomiędzy mężczyzną i kobietą, każde z nich powinno otaczać chwałą płeć przeciwną, jednak są tu pewne zależności. Oprócz podanych wersetów jest wiele innych które zalecają wierzącemu postawę miłości i uniżenia względem bliźniego nie robiąc rozróżnienia między płciami (Kol.3.12-16, 1P.4.10-13). Idąc dalej tym tokiem myślenia dostrzegamy, że również dzieci nie mogą być znieważane przez matkę, a tym bardziej traktowane przedmiotowo, bo to jest ta sama zależność posłuszeństwa drugiemu człowiekowi, ale władza powierzona dorosłym nad nimi powinna dokonywać się z zachowaniem jego godności, a nawet zapewnieniem mu potrzebnej opieki i atmosfery miłości.

  3. Ze względu na to, że słowo „mąż” znaczy w języku hebrajskim zarówno mężczyzna jak małżonek, a słowo „mężowa” (czyli pochodząca od męża) znaczy zarówno kobietę jak i mężatkę dochodzi do sporów w tej kwestii. Również fakt, że opiekuńcza rola mężczyzny jako głowy bardziej kojarzy nam się z rodziną, dlatego też wielu wierzących odnosi ten fragment wyłącznie do mężatek, co według mnie jest błędem. Słowo głowa nie jest przypisane małżeństwu. Głową w ogólnym tego słowa znaczeniu mogą być dla całego zboru jego starsi, chociaż zarówno oni jak i reszta zboru mają jako Kościół – czyli Ciało Chrystusa za głowę Chrystusa. Nie powinniśmy zbytnio tych obrazów mieszać, bo każdy z nich ma własne przesłanie. Wyjątkowym przykładem może być bardzo znany fragment dotyczący relacji małżeńskich. Tu również jest mowa o głowie, którą dla żony jest mąż, podobnie jak Chrystus jest głową Kościoła, dlatego też żona przez analogię jest podporządkowana lub podległa mężowi we wszystkim jak Kościół Chrystusowi (Ef.5.22-28). (Są przekłady mówiące poddane we wszystkim, ale można to opacznie rozumieć, np. BT). Pomimo niekwestionowanego podobieństwa obu fragmentów (tego z badanym przez nas) wydaje mi się, że nie dotyczą one tego samego. W pierwszym modelu nie występuje Kościół, więc to drugie porównanie nie jest jedynie częścią pierwszego lecz odrębnym obrazem. Za tym rozumowaniem przemawia również dalsza argumentacja Pawła odwołująca się do dzieła stworzenia (pierwszy mężczyzna i pierwsza kobieta). To raczej nie chodzi o to, że byli oni pierwszym małżeństwem (Mt.19.4-6), ale o kolejność stworzenia z której wynika kto jest głową. Słyszałem też, że ktoś (chyba Kalwin) sprawdzając tradycję chrześcijańską ukształtowaną w Koryncie sprawdził, że w tamtym zborze nie tylko mężatki, ale wszystkie kobiety powyżej jakiegoś wieku nakrywają głowy. Trudno więc domniemywać (bo to bardzo mało prawdopodobne), aby źle zrozumieli pawłową korektę porządkującą ich zgromadzenia lub ją z czasem zmienili (bo niby kiedy i po co).

  4. Jeżeli więc mężczyzna zwraca się do Boga z odkrytą głową, robi to przez Jezusa, czyli dokładnie tak jak kobieta modląca się z nakrytą głową, i tak być powinno. Wszyscy ludzie winni się zwracać do Ojca niebieskiego jedynie za pośrednictwem Syna. Nie ma bowiem innego pośrednika do Boga Ojca jak tylko Jezus Chrystus (J.5.11-12, J.14.6, Dz.4.9-12, 1Tym.2.5-6, itd. …). Nie ma też pośredników do pośrednika. Tylko Syn może, a nawet musi stać pomiędzy Świętym Bogiem Ojcem, a grzesznymi ludźmi. To bardzo ważne przesłanie nauki Biblii. Nakrywanie głowy przez kobiety jest symbolem tej prawdy i dlatego nie powinno się świadomie lub przez zaniedbanie zniekształcać tego obrazu. Mężczyzna modlący się z nakrytą głową pomijałby Jezusa, a to ogromny błąd, tak robią Żydzi i np. katoliccy biskupi, a kobieta modląca się z odkrytą głową wstawia jakby jeszcze jednego pośrednika pomiędzy siebie i Chrystusa, to również poważny błąd, bo jest tylko jeden pośrednik do Ojca. Żaden człowiek, ani organizacja ludzka, czy nawet zbór nie może być pośrednikiem do Jezusa Chrystusa. To ważne przesłanie nie powinno być lekceważone. Występuje zresztą w bezpośrednim sąsiedztwie z innym symbolem jakim jest Wieczerza Pańska niosąca również ważne przesłanie, chociaż również pozostaje jedynie symbolem rzeczy wiecznych (1Kor.11.17-34), to jednak jest również wyrazem właściwego zrozumienia i całkowitego poddania się Bogu. W moim odczuciu nie powinno się uwspółcześniać biblijnych obrazów, bo stają się mniej komunikatywne, ale jeżeli są wierne mówią same za siebie, nawet bez dodatkowych komentarzy. Dotyczy to zarówno chrztu wodnego, wieczerzy, czy nakrywania głów.

  5. Kolejną kwestią, choć już wcześniej wspomnianą jest kolejność stworzenia, oraz jego cel. Wiele osób zapomina o tym, że ludzie zostali stworzeni osobno, a nie razem. Najpierw był mężczyzna, a później (trudno oszacować dokładnie w jakim odstępie czasu) dla niego została stworzona z jego żebra kobieta. Jest więc też w jakimś sensie pewną częścią mężczyzny i dąży jakby do połączenia się z nim przed Bogiem. Nie widzę możliwości zakwestionowania tych argumentów jakimiś praktycznymi względami, stopniem dojrzałości duchowej, intelektualnej, czy wiekowej, ani niczym innym. Kobieta została więc stworzona po mężczyźnie, z mężczyzny i dla mężczyzny, a nie odwrotnie, albo równolegle, dlatego to czyni mężczyznę głową kobiety, a nie tylko żony. W jakimś sensie podobnie jest z dziećmi. Rodzą się po kobiecie, z kobiety i dla kobiety. Dlatego też kobieta powinna nosić na głowie znak uległości zarówno względem bożego porządku jak i mężczyzny. W przeciwnym razie jest to oznaka buntu względem Boga. Rozumiem, że to się może bardzo nie podobać współcześnie wyemancypowanym i wyzwolonym paniom, ale taką rolę wyznaczył im nie porządek społeczny, ale dobry Bóg, więc musi to być dobre również dla nich. Osobiście chciałbym przypomnieć jeden aspekt troski Boga o kobiety, gdyż jak mówi Biblia to one pierwsze upadły i to one są bardziej podatne na demoniczne wpływy (możesz czytać też trendy światowe) o czym Paweł pisze w liście do Tymoteusza (1Tym.2.9-15). To pewnie między innymi jest powodem wyznaczenia kobietom drugoplanowej roli również w zborze zakazując służby nauczycielskiej i przywódczej (czyli ogólnie we wzajemnych relacjach, w zborze i rodzinie mamy ten sam model). Zważywszy na inną wrażliwość duchową i emocjonalną kobiet, oraz ich większą podatność na zwiedzenie jest to dobre zarówno dla nich samych jak i dla ich otoczenia. Traktujmy więc tak wyraźny podział ról poszczególnych płci jako przejaw bożej mądrości i dobroci dla nas wierzących, bo On wie co robi.

  6. Należy też wyraźnie wyjaśnić, że Bóg uczynił mężczyznę i kobietę jako całość dlatego żadna ze stron nie jest samowystarczalny i co za tym idzie nie może powiedzieć do drugiej płci: Nie potrzebuję ciebie. Oboje stanowią przed Bogiem pewną całość (w.11-12). Wydaje mi się, że wraz z dziećmi ludzie są pewną jednością w mnogości stanowiąc odbicie Trójjedynego Boga. Tak więc nie tylko obie strony się potrzebują, ale również uzupełniają, a nawet w czasie zmieniają się w pewnym sensie ich wzajemne relacja. Bo kobieta powstała z mężczyzny, ale mężczyzna rodzi się jako dziecko przez kobietę. Najpierw mężczyzna jako dziecko swej matki jest uległy kobiecie, a gdy dorasta staje się jej głową, przywódcą i opiekunem, aby z czasem patrzeć na rodzące się nowe pokolenie którym zajmie się głównie kobieta, chociaż pod jego skrzydłami. Czasami róże relacje wzajemnie się przeplatają. Nikt nikogo nie powinien w tych relacjach uciskać lecz każda ze stron winna się nawzajem kochać i szanować. Człowiek ma jakby wymiar mnogi, tak jak Bóg i na Nim też powinien się wzorować dążąc do podobnych relacji między sobą. Z drugiej zaś strony w Ciele Chrystusa powinniśmy te relacje oglądać najczęściej. Rozpatrywanie tych relacji nie dokonuje się na płaszczyźnie władzy lecz raczej bożego nadania autorytetu, jednak z zachowaniem wzajemnej troski o siebie, szacunku i prawdziwej miłości. Każdy z nas idzie wyznaczoną nam przez Boga drogą, a one z pewnością nie powinny z sobą rywalizować lecz nawzajem się wspierać.

  7. Mamy też w tym tekście pozornie niespójny z całością wątek włosów, oraz chwały lub hańby (albo zawstydzenia) z nimi lub ich brakiem związanej. Początkowo (w. 5-6) fragment o nienakrywaniu głowy dotyczy hańbienia lub zawstydzania własnej głowy, czyli mężczyzny. Mężczyźni nie wiadomo dlaczego są bardzo tolerancyjni w tej sprawie zwykle nie zawstydzenia postawą swoich sióstr w Chrystusie. A to wcale nie jest prywatna sprawa kobiet. Ciekawe co by powiedzieli gdyby pewnego dnia wszystkie kobiety w zborze pojawiły się z ogolonymi głowami? Można się z tym zgodzić, ale w dalszej części naszego fragmentu włosy kobiety są już jej chwałą (w.14-15). Tak więc zakładana chustka zakrywa równocześnie chwałę mężczyzny jak i chwałę kobiety, którą są jej włosy. To wbrew pozorom bardzo ważny przekaz, bowiem na spotkaniu ludu bożego chwałę ma odbierać jedynie Bóg poprzez swego Syna i nikt inny, ani mężczyzna, ani kobieta. Oby chustki na głowach kobiet przypominały o tym mężczyznom na nie patrzących, aby nikt wśród ludu bożego, a zwłaszcza na wspólnym nabożeństwie nie szukał własnej chwały, albo chwały kogoś innego oprócz Boga Jedynego.

  8. Ostatnią sprawą którą chciałbym poruszyć to kwestia miejsca. Czyli zakrywania głowy w czasie modlitwy ma miejsce na nabożeństwach zborowych. Kontekst tego fragmentu wskazuje że jest mowa o nabożeństwie, a nie wspólnym posiłku, czy modlitwie indywidualnej. Za takim rozumieniem tej sprawy przemawia też szerszy kontekst tego fragmentu. Paweł odnosi się do sposobu zachowywania się w czasie gdy występują jako zbór. Akcent jest więc raczej położony na formalne zgromadzenie, a nie modlitwę. W przeciwnym razie doszlibyśmy do dziwnych skrajności nie wynikających z nauki Biblii. Jest bowiem napisane: nieustannie się módlcie (1Tes.5.17), więc kobiety musiałyby nieustannie nosić chustki, a mężczyźni w takim razie nigdy nie powinni nakrywać głowy. Trudno byłoby też ustalić jak powinny zachowywać się niewiasty małym i nieformalnym zgromadzeniu, np. w relacjach z nawróconym: małżonkiem, albo rodzeństwem, wspólnej przejażdżce samochodem, albo kolacji, bo chociaż gdzie dwaj, albo trzej zgromadzeni są w Imię Chrystusa tam On jest pośród nich (Mt.18.20), ale również nasz Pan jest z każdym z nas nawet gdy są sami (Mt.28.20).

  9. Nie do końca natomiast rozumiem dlaczego winniśmy mieć wzgląd na anioły właśnie w tej kwestii (1Kor.11.10). Chustka jest raczej widoczna dla ludzi, bo aniołowie widzą dużo więcej również poza nabożeństwami. To by mogło sugerować interpretację, że chodzi o ludzi, bo użyte w tym tekście słowo znaczy posłaniec. Niemniej jednak dlaczego w takim razie nie zostało napisane, że chodzi po prostu o braci? Chyba raczej skłaniam się ku opinii, że chodzi o istoty duchowe (aniołowie dobrzy i źli), bo one już przeszły sąd który nas dopiero czeka. Z pewnością wierni aniołowie zostali przeznaczeni do usługiwania Synom Bożym, czyli Kościołowi, z pewnością też pomagają nam tu na ziemi, ale również wpatrują się w oblicze Boga w niebie. Ci którzy przed potopem przekroczyli wyznaczone im granice zstępując na ziemię zostali uwięzieni i czekają na sąd, a ci którzy się zbuntowali przeciwko Bogu czekają na potępienie. W jakimś sensie chustki są dla mnie symbolem podporządkowania się bożemu porządkowi w granicach obowiązków, czyli roli dotyczących każdej z płci, bo inne rzeczy są jednakowe. To raczej kwestia ufności i posłuszeństwa Temu kto te granice ustalił w różnych kwestiach. Z pewnością jesteśmy też widowiskiem dla aniołów, które poprzez nasze zachowania poznają różnoraką łaskę bożą. Mniej istotne wydają mi się jakiekolwiek inne skojarzenia z aniołami. Tak czy inaczej opinia w tej sprawie nie powinna wpływać na nas stosunek do poruszonej kwestii.

Chciałoby się powiedzieć: Taka mała chustka, a tyle z nią problemów. Czy jednak sprawa naprawdę jest taka ważna, aby kruszyć o nią kopie? Czy może przecedzamy komara zamiast zająć się prawdziwymi wielbłądami? Moim skromnym zdaniem sprawa jest warta naszej uwagi, a nawet rzekłbym że stosunek do niej może być w naszych czasach pewnego rodzaju papierkiem lakmusowym podejścia człowieka wierzącego do nakazów Słowa Bożego. Sam Jezus uczył, że każde słowo starego przymierza jest ważne i nie zostanie cofnięte aż się spełni (Mt.5.18-20), a kto jest wierny w małej rzeczy, ten i w wielkiej rzeczy będzie wierny (Łk.16.10). Czy zatem ktokolwiek z prawdziwych sług Jezusa odważy się pominąć lub nie uznać za istotny wyraźny nakaz Boga zapisany w Nowym Testamencie? To byłoby bardzo niebezpieczne (1Kor.14.38). Uważam również, że wiele zależy nie tylko od postawy samych kobiet, ale również od zajętego w tej sprawie stanowiska przez mężczyzn ich społeczności, a zwłaszcza starszych i nauczycieli, którzy są odpowiedzialni za uczenie wierzących dbałości nie tylko o rzeczy duże, ale również te pozornie małe i nieistotne (Łk.16.10, Apk.22.18-20). Dlatego też nie jestem zwolennikiem pozostawiania tej kwestii do indywidualnego rozważenia zainteresowanym paniom, bo to nie jest tylko ich prywatna sprawa. Nie nakryte głowy kobiet powinny równocześnie zawstydzać mężczyzn danej społeczności, którzy w takich sytuacjach powinni zabraniać takim siostrom publicznej modlitwy, a tym bardziej prorokowania. Włosy powinny być zakrywane w całości, a nie tylko częściowo, będąc równocześnie wyrazem skromności kobiety. Prawdziwych przyczyn uchylania się naszych szanownych sióstr od tego nakazu szukałbym raczej w dumie i źle rozumianej godności kobiecej. Nie wiadomo dlaczego nakładanie chustek kojarzy im się ze znakiem uległości względem mężczyzn, poddaństwem lub poczuciem niższej wartości. To jednak zdecydowanie nie chodzi o to, że mamy dwie nie równe kategorie człowieka. To błędne rozumowanie i chyba dlatego w oczach wielu kobiet zakładanie chustki jest w jakimś sensie dla nich poniżające, a tego nie chcą. Dużo lepiej odwołać się do idei równości wszystkich ludzi, kobiet i mężczyzn, praw człowieka i ewentualnie weryfikacji wiedzy, zdolności, predyspozycji, czy kompetencji. Tak jednak funkcjonuje świat, a nie Boże Królestwo. One (a z pewnością niektóre z nich) wolą jednak wierzyć w to, co w ich mniemaniu wynosi je do w ich mniemaniu wyższej godności. Tu jednak nie chodzi o rywalizację, ale posłuszeństwo Bogu i nasze zbawienie. Przełamanie ludzkiej pychy w tym wymiarze nie jest wcale rzeczą prostą, a i uległy stosunek braci, oraz wiele bardzo różnych interpretacji czyniących zamęt wcale w tym nie pomaga. Jednak odwoływanie się do pięknych, choć nieprawdziwych ideałów ludzkich nazwałbym uwierzeniem duchowi tego świata, a nie Bogu, albo zaczerpnięciem czegoś ze stołu demonów, a nie stołu Pańskiego (1Kor.10.21). Przestawiony system wartości człowieka wierzącego może być powodem wielu problemów w jego życiu i działać jak prawdziwa intelektualna i duchowa twierdza warowna wspierająca naszą niechęć do poddania się Bogu (2Kor.10.3-7). To nie może przynieść dobrych owoców. Nawet jeżeli coś brzmi pięknie, to jednak rozsądek nakazuje abyśmy zważali na to kto do nas przemawia i komu ufamy, bo kłamca może nam obiecać wszystko. Dużo łatwiej jest człowiekowi uznać Wielkiego Boga nad sobą niż wcielać w życie poszczególne nakazy zwłaszcza gdy dodatkowo chodzi o uniżenie się przed drugim człowiekiem, który przecież równie często upada. W tym jednak wyraża się wiara świętych, że to Bóg wybiera i decyduje, a my świadomie i dobrowolnie się temu podporządkowujemy uznając, że droga jaką nas prowadzi będzie dla nas najlepsza i doprowadzi nas do szczęśliwego zakończenia jakim jest zbawienie dusz naszych. Musimy to w końcu zrozumieć, że świat ze swoimi koncepcjami jest wrogi Bogu i działa na niekorzyść człowieka wierzącego dlatego nie ma czegoś takiego jak łączenie się z nim na jakiejkolwiek płaszczyźnie (2Kor.6.14-18, Jk.4.4-7). Chustka nie jest też symbolem minionej epoki, zacofania i ciemnoty jak twierdzą niektórzy. Nie jest też przypisana do jakiejkolwiek epoki, albo kultury lecz ma ponadczasowe przesłanie jak chrzest wodny, czy wieczerza pańska. Tak więc warto najpierw samemu zweryfikować podstawy własnego stanowiska zanim wdamy się z innymi w dyskusję w tej dość złożonej sprawie. Nawiasem mówiąc jeżeli któraś z pań ma problem z nałożenie chustki na głowę na nabożeństwie, pomimo oczywistego nakazu Biblii, oraz jednoznacznej postawy swojego zboru, to co będzie gdy Bóg postawi przed nią prawdziwe wyzwania i dzieła wymagające dużo większej pokory, których z pewnością nie braknie w trakcie naszego dalszego pielgrzymowania po drodze krzyża do domu naszego Ojca w niebie (Jer.12.5). Z drugiej zaś strony trzeba przyznać, że powodów obecnego stanu rzeczy, czyli lekceważenia nakazu zakładania chustek może być znacznie więcej i trudno żeby je wszystkie wymieniać. Są środowiska osób uważających się za wierzące (często to charyzmatycy), w których podobnie, czyli bardzo niedbale podchodzi się do wielu innych nakazów Biblii zapominając o tym, że skoro Jezusa Chrystusa nazywamy swoim Panem, to wówczas Jego Słowo jest dla nas rozkazem, a nie luźną propozycją. Taka postawa rodzi tysiące różnego rodzaju baśni nie mających nic, albo bardzo niewiele wspólnego z rzeczywistością duchową i prawdziwym zrozumieniem przekazu Biblii. Oczywiście trzeba wszystko właściwie interpretować biorąc pod uwagę przede wszystkim prowadzenie Ducha Świętego, bliższy i dalszy kontekst badanej sprawy, tło kulturowo-historyczne, oraz całą naukę Biblii, a także świadectwo Kościoła, czyli rozumienie badanej kwestii przez dojrzałych braci nie tylko w naszym pokoleniu, ale również wcześniejszych. Wymagana jest też odrobina pokory pozwalająca uznać własną omylność, bo przecież to niemożliwe, aby ktokolwiek znał się na wszystkim i wszystko najlepiej interpretował (1Kor.13.9).

Tomasz Jaśkowiec