Tomasz Jaśkowiec, Ogólny zarys naszej nadziei

/ 2 kwietnia, 2016/ Artykuły, Tomasz Jaśkowiec

Mamy tylko jedno Słowo Boże w wielu przekładach ale tak obfite, że nawet szczerzy wierzący uczciwie starający się poznać sens zawartej w niej nauki mają poważne problemy z ogarnięciem jej treści w całości. Właściwe zrozumienie tego przesłania nie zależy jedynie od tego co jest napisane, ale również od tego jak postrzegamy to co jest napisane, które fragmenty wydają nam się bliższe, a przez to ważniejsze, oraz przez pryzmat jakiej osobowości, uczuciowości, czy temperamentu na nie patrzymy. Nie bez znaczenia jest również punkt widzenia z jakiego patrzymy się na owe wielkie przesłanie. Nasz sposób myślenia, zdobyta wiedza, kultura w której żyjemy, oraz otrzymane wychowanie, różne doświadczenia, wzloty i upadki, miłości, traumy, walki i kompromisy zrobiły swoje, czyli w jakimś sensie ukształtowały w nas nasz osobisty sposób patrzenia na wszystko. Jednym słowem: to jak postrzegamy otaczający nas świat, innych ludzi, a nawet Boga jest w dużej mierze zależne od tego jacy jesteśmy i z jakiej perspektywy patrzymy na otaczający nas świat, a to zaś zależy od tego jakimi Bóg nas uczynił i gdzie umieścił. Pewne rzeczy w naszym życiu zależą od naszych decyzji, ale na bardzo wiele innych, nawet tych bardzo ważnych, nie mieliśmy i nie mamy żadnego, albo prawie żadnego wpływu. Jedną z nich jest pewnego rodzaju „pakiet startowy” z jakim wchodzimy w życie, oraz to gdzie, jak i kiedy rozpoczynamy nasze życie. To bardzo ważne kwestie w jakiej kulturze się rodzimy, jaki mamy kolor skóry, płeć i rodzinę, oraz co nas w ciągu naszego życia spotka. Tego nie wiemy i wbrew pozorom mamy na to bardzo niewielki wpływ, ale głównie od nas zależy jak się w określonych sytuacjach w których Bóg nas postawi zachowamy. Jakie drogi będziemy wybierać, co będzie nam bliskie, co będziemy cenić, komu zaufamy lub co, albo kogo pokochamy. Jednak nawet to w dużej mierze również zależy od Boga, gdyż to On dał nam przeróżne dary, cechy osobowości, czy cnoty które na to wpływają. On też nigdy nie pozostawia nas samych nieustannie w większym lub mniejszym stopniu wpływając na nasze życie. Tak naprawdę wspiera On w nas to co dobre, nasze dobre postawy, wybory, czy pragnienia, oraz podsuwa własne. Bóg jest źródłem wszelkiego dobra, ale również ojcem pocieszenia, cudownym doradcą, obrońcom i lekarzem naszych dusz i ciał, oraz wsparciem w każdym czasie. Jednym słowem: naszym troskliwym, mądrym, kochającym, ale i sprawiedliwym Ojcem. On zawsze jest z nami chociaż zwykle nie zdajemy sobie z tego sprawy. W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. On nie tylko jest w koło nas, ale również nas przenika znając nasze serca i myśli. On w swej mądrości daje nam też odrobinę swojej wolności i suwerenności pozwalając nam decydować o własnym losie, ale również wpływać na los innych. Żadne boże polecenie nie miałoby większego znaczenia, gdyby to nie od nas zależało jego wykonanie. Decyzja z pewnością zależy od nas, podjęty trud, poświęcenie i troska, ale zwycięstwo praktycznie w każdej sprawie zależy od Pana, Boga naszego. Mogłoby się wydawać, że to niezbyt sprawiedliwe, ale skoro Bóg coś czyni, to z pewnością jest to zarówno dobre jak i mądre, oraz sprawiedliwe. Co do tego nie ma wątpliwości.

Popatrzmy na nasze życie troszkę w sposób geometryczny. To co się dzieje na „płaszczyźnie poziomej” – tej ziemskiej, doczesnej, widzialnej nie jest takie ważne jak to co się dzieje na płaszczyźnie pionowej, niewidzialnej i duchowej, co świadczy o naszym stosunku do Boga, naszej wartości, wzroście duchowym i prawdziwych osiągnięciach, które z tej pierwszej płaszczyzny mogą wyglądać zupełnie inaczej. Bóg nieustannie stawia nas w nowych sytuacjach, a życie płynie do przodu jak rzeka i nie możemy go powstrzymać (płaszczyzna pozioma). Ciągle coś się zmienia, a my stale doświadczamy nowych rzeczy. Niby się do tego przyzwyczajamy, niby staramy się panować nad sytuacją, biegiem spraw i zmian które nas dotyczą, ale tak naprawdę to walka z prądem rzeki która nigdy się nie kończy sukcesem. Jeżeli zaś z jakiegoś powodu wody jej prądu się wzburzą to już to powstały chaos pochłania wszystko w koło razem z tysiącami istnień ludzkich tak jakby nie miały żadnego znaczenia. O co tutaj chodzi? Jesteśmy jak liście zabrane przez wzburzone fale, ale nawet wówczas to co i jak wybieramy kształtuje nasz charakter, osobowość, ale również nasze duchowe wnętrze decydując o naszej przyszłości. Z pewnością ponosimy konsekwencje naszych wyborów, nawet jeżeli czasami Bóg je łagodzi lub nawet usuwa, a wszystko co robimy ma w jakimś stopniu wpływ również na innych ludzi. Jesteśmy bowiem częścią większej całości (rodziny, podwórka, zboru, środowiska zawodowego, państwa, narodowości, czy świata) dlatego też oddziałujemy na siebie nawzajem. My w jakimś sensie wpływamy na innych ludzi, a oni reagując na naszą postawę wpływają na nas i odwrotnie. Dotyczy to zarówno wierzących jak i niewierzących osób, a nawet bytów duchowych. Czasami jest to wpływ bezpośredni, a czasami zupełnie dla nas niewidoczny. Zdarza się też, że postawa pojedynczej osoby staje się motywacją i wzorem do naśladowania dla tysięcy innych ludzi żyjących wiele razem z nim lub nawet wieków później. Czasami to oddziaływanie jest niewielkie, a czasami ogromne, wręcz zmieniające, albo kształtujące nie tylko życie jednostki, ale nawet życie całych narodów. Wciąż jednak trzeba pamiętać, że nie to co widzimy jest najważniejsze, ale to co kochamy, cenimy i wybieramy. To owa płaszczyzna pionowa, bez jakiejś wyraźniej podziałki, skali wielkości. Niejednokrotnie sami mamy bardzo mgliste pojęcie o tym co tam, czyli na płaszczyźnie serca się dzieje. Tylko sam Bóg to ogarnia i tylko On wie co dla kogo jest mało, a co bardzo wiele w zależności jak wygląda pełny obraz każdej rozpatrywanej sytuacji. Również na tej płaszczyźnie Bóg w swoim Duchu nas prowadzi usiłując osiągnąć to co dla nas jest najlepsze.

Ludzi na ziemi są miliardy, a każdy z nich podlega jakimś demonicznym wpływom, zepsuciu ludzkiej natury, systemowi społeczno-politycznemu panującemu w jego czasach, kulturze i oczywiście innym ludziom, oraz wszechwładnej potędze śmierci działającej w różny sposób na wszystkich od chwili ich urodzenia. To przytłaczająca prawda, ale również świadomość, że Bóg i z tym sobie radzi pozostając nie tyle wierny człowiekowi, co Swojemu Słowu i Swojemu Sercu, które się nie zmienia. Bóg wie czego chce i w jaki sposób najlepiej lub najszybciej może to osiągnąć. My nie mamy o tym żadnego pojęcia. Jednak zawsze możemy wołać do naszego Ojca w niebie o pomoc, a On zawsze wysłucha szczerego wołania, chociaż nie zawsze będzie działał tak jak sobie tego życzymy. On zaplanował dla każdego z nas drogę zbawienia dla naszej duszy. Jeśli to zrozumiemy i ulegniemy Jego woli, to będziemy mieli szansę przejść do wieczności jako pełne chwały Dzieci Boga. Jeżeli nie ulegniemy i pójdziemy swoją drogą, tak jak to robią wszyscy inni (cały świat), to razem z nimi doprowadzimy się do zagłady. Sami bez Jego wsparcia nie potrafimy sobie poradzić z upodabnianiem się do Chrystusa. Tak więc kluczem do sukcesu staje się bezwarunkowe i pełne miłości poddanie się naszemu Stwórcy. Tutaj nie wystarczą tylko słowa lub nawet rozsądna decyzja lecz potrzebna jest prawdziwa przemiana naszego serca. Jeżeli wgłębi niego zachowamy Jego wskazania, nakazy i inne słowa, to i On zachowa nas od godziny zagłady w jeziorze ognia. Czy zależy Ci na jedności z Bożym Słowem tak bardzo, żeby zmieniać swoje życie, czyli postawy i postępowanie? To ważne, bo jeżeli tak to jesteś na właściwej drodze. W tym miejscu od nas zależy najwięcej, chociaż i tutaj mamy Jego wsparcie.

Wydaje mi się również, że w swej mądrości Bóg postanowił stworzyć takie warunki zewnętrzne dla każdego z nas na płaszczyźnie poziomej, aby wydobyć z naszego serca prawdę. Wszystko zaczyna się od zaplanowanego czasu i miejsca w których będziemy mogli spotkać się z Naszym Stwórcą na osobności i dokonać wyboru, czy chcemy iść dalej przez życie z Nim, czy bez Niego. Czy zachowamy Go w swoim sercu, czy wyrzucimy z niego, albo zabijemy Jego Słowo, które już do niego wpadło. To ważna decyzja, ale również rodzaj pewnego przymierza, a nawet sprawdzianu naszego serca, którego postawa w trakcie dalszego życia będzie ulegać zmianom. Bóg z pewnością sam się z niej nie wycofa, ale wielu ludzi to zrobi. Jak to możliwe? Wydaje mi się, że model jest dość prosty i niejednokrotnie dostrzegamy go na kartach Biblii. Widzimy też zawsze, że bez bożej ingerencji nic z przedstawionych rzeczy nie byłoby możliwe, ale to głownie kwestia naszego zbawienia i naszego wyboru, czy postanowienia odnośnie naszej wieczności. Popatrzmy jak Duch Boży spoczął nad Ziemią, jak kokosz nad jajkami kiedy chce je wysiedzieć i Ziemia na Boże Słowo zaczęła się w atmosferze lub pod wpływem Ducha Świętego zmieniać, napełniać, pięknieć. A wszystko co powstało było dobre. Podobnie Duch Święty spoczywał nad prorokami w Starym Przymierzu, którzy pozostawali jakby pod Jego wpływem i chociaż sami z siebie byli słabi i grzeszni jak inni ludzie, to w Nim na Boże Słowo mogli dokonywać rzeczy niezwykłych. Również gdy przyszła pora wejścia Chrystusa na ten świat Duch Święty spoczął na dziewicy z Nazaretu i na Boże Słowo stała się brzemienną. Tak czysty, święty i doskonały Chrystus znalazł się w łonie niedoskonałej i grzesznej kobiety. Nie stało się to jednak bez jej zgody. Idąc dalej tym tropem widzę, że w bardzo podobny sposób dokonuje się nawrócenie człowieka. Gdy Duch Święty spocznie na kimś do kogo zostaje skierowane Słowo Boże, a on je przyjmie do swojego serca, to w jego grzesznym ciele może zamieszkać święty i doskonały Chrystus tylko w sposób duchowy, odnawiając i czyniąc świętym miejsce swojego pobytu, czyli ducha ludzkiego, oraz znacząco wpływać na uświęcanie się jego duszy. Nie znaczy to, że człowiek staje się przez to od razu doskonały, ale również nie jest bezradny względem wpływu bożej miłości lecz poprzez zaufanie Chrystusowi i oddanie Mu swego serca i życia w posiadanie stale się uświęca, a krew Jezusa Chrystusa zakrywa jego grzechy przed Bogiem. W taki sposób staje się jakby lampą, która zostaje zapalona. Ogień w niej nie powstał sam z siebie lecz przyszedł z zewnątrz, ona jednak w pewnym sensie musiała go przyjąć, do czego z resztą została stworzona i przygotowana. Kto zaś odrzuca Boga, odrzuca również życie i wieczne szczęście z Nim. Bo czas prawdziwego życia zaczyna się dopiero po naszej fizycznej śmierci (lub pochwyceniu). Do tego życia w chwale Bóg chce nas szczęśliwie przeprowadzić, tak jak żyjące w łonie matki dziecko lekarz stara się przeprowadzić do innego, tego właściwego życia.

Natomiast światło, które w nas płonie staje się widoczne dla otaczającego nas świata poprzez nasz sposób życia, nasze dobre uczynki, właściwe postawy, oraz owoce Ducha Świętego i czasami Jego moc w nas działającą. Czy to znaczy, że możemy grzeszyć? Oczywiście, że tak, chociaż prawdziwie nawrócony człowiek, który chce podobać się Bogu nie zadaje sobie takiego pytania, bo on tego nie chce. On chce podobać się Bogu i zbliżać się do Niego, poznawać Go i upodabniać się do Niego. Zależy mu na tym aby Duch Święty całego go ogarnął i go prowadził wpływając na coraz to głębsze lub nowe dziedziny jego życia. Doczesne jego życie w całości skoncentrowane jest na szukaniu chwały Boga i szukaniu Jego, a nie swojej woli. Zanim jednak tak się stanie zdarza się, że toczy wiele wewnętrznych walk ze swoimi cielesnymi pragnieniami, które musi okiełznać i wziąć sobie w niewolę, bo zupełnie uśmiercić się ich nie da. Ten kto nie zaufa Jego Słowom i nie uzna w swym sercu, że życie wieczne z Bogiem jest możliwe ten nigdy nie poświęci swego życia w imię przyszłego zysku w który nie wierzy. Podobnie jest z tym, kto nie rozmiłuje się w swoim sercu w swoim Stwórcy, czyli nie przylgnie do Niego całym swoim sercem, bo wówczas będzie mu bardzo trudno wygrać z innymi pragnieniami swego serca za którymi chce pójść, bo się to coś lub kogoś kocha. Z własnym sercem na dłuższą metę się nie wygra, ale należy podążać za dojrzałym wyborem tegoż serca nie sugerując się chwilowymi nastrojami, czy sentymentami. Trzeba więc zaczynać od serca i na nim też kończyć, a w międzyczasie pilnie strzec wszystkiego co się w nim dzieje i pamiętać, że naszą siłą i pomocą w każdej trudnej sytuacji jest nasz Bóg. On na naszą prośbę będzie zmieniał również nasze serce. To bardzo ważne, bo z czasem wielu ludzi wierzących zaczyna opierać się na własnych siłach, mądrości, czy wiedzy, a to o wiele za mało. Jeżeli już decydujemy się na pierwszy krok zupełnie oparty o Niego, to również kolejne powinny wyglądać podobnie, czyli oparte o Jego moc. A problemów na wybranej przez nas drodze z pewnością nam nie zabraknie. Trudne okoliczności wydobędą z naszego serca szczere i prawdziwe wyznanie co do tego na czym nam tak naprawdę zależy. Będzie ono chwaliło Boba lub go znieważało, a to nie zostanie bez konsekwencji dla nas niezależnie od tego jak postanowimy żyć dalej. Z jednej strony wydaje się to bardzo surowe, ale z drugiej jest niezwykle sprawiedliwe, bo każdemu wolno kochać, niezależnie od tego jaki jest bogaty, mądry, czy piękny. Na płaszczyźnie serca wszyscy stajemy się równi względem Boga. Gdy zaś zrobimy pierwszy i drugi krok, wybierzemy życie z Bogiem i pokonamy pierwsze opory własnej natury i być może niezadowolenie otoczenia to czeka nas konfrontacja z ciałem demonicznym uaktywniającym się nie tylko w postaci zewnętrznych trudności, ale również wewnętrznych rozterek, albo nawet bezpośrednich duchowych ingerencji. Co więcej cały system światowy, jego sposób funkcjonowania, finanse, kultura, gospodarka czy polityka zostały przez diabła tak ukształtowane, aby być dla nas wierzących przeszkodą i sidłem o czym będziemy się z czasem coraz częściej przekonywać. Jednak jeżeli pozostaniemy Mu wierni, On sam będzie nas przeprowadzał przez nie ucząc przy okazji tego co dla nas prawdziwie ważne, a co ważniejsze będzie strzegł i umacniał nasze dusze aż do śmierci, choć dla wielu może to być śmierć męczeńska.

Skoro Bóg jest miłością, to też nas samych będzie stale i niezachwianie uczył miłości, czego wzór mamy w Jezusie Chrystusie. To miłość jest celem naszego posłuszeństwa, miłość do Boga i w jakimś sensie jako produkt uboczny również do ludzi. Tu chodzi jakby o poszerzenie naszej miłości do Boga o miłość do ludzi, zwłaszcza wierzących, ale nie tylko, bo wszyscy ludzie są Jego obrazem i obiektem miłości, oraz zaproszonym gośćmi do wspólnoty Bożej w wieczności. Gdy miłość człowieka do Boga zacznie stygnąć, wówczas i jego miłość do innych będzie słabnąć i coraz ciężej będzie mu sprostać wymogom posłuszeństwa względem Niego, a panująca na tym świecie siła nieprawości zacznie na nowo wdzierać się do jego serca i życia. Być może ingerencja osób trzecich jest w stanie dać kolejną szansę takiemu grzesznikowi, ale to co najważniejsze dokonuje się w sercu człowieka, dlatego tam właśnie skierowane są oczy Pana. Przymierze które obowiązuje zostało zawarte tylko pomiędzy tą osobą a Bogiem. Pamiętajmy więc, żeby nigdy sobie nie odpuszczać i nie folgować. Badajmy nasze serca, czy trwamy w wierze, oraz czy rzeczywiście upodabniamy się do Jezusa, bo On jest miłością i nie ścierpi w nas żadnej pychy, ani egoizmu. Nie porzucajmy naszej nadziei starając się coraz szerzej otwierać drzwi naszego serca Jego Świętemu Duchowi miłości, który od środka będzie nas uzdalniał do praktykowania prawdziwej miłości. Kto trwa w miłości trwa w Bogu, a Bóg w nim, jednak nie mylmy biblijnej miłości z romantyczną, przyjacielską, czy jakąkolwiek inną odmianą współczesnej kultury. Nie ulegajmy też pokusie hołdowania samem miłości, bo nie o to chodzi. Miłość do miłości, podobnie jak wiara w naszą wiarę nie na wiele się nam przyda. To dotyczy również innych ludzi i wszystkiego innego. Miłość do ludzi z pominięciem Boga jest bałwochwalstwem i z pewnością bez Jego ochrony skarłowacieje i wykrzywi się, zepsuje i upadnie. . Miłość do sportu, ojczyzny, czy kultury to tylko hobby, oddanie jakimś grupom, ideom, czy ludziom, to sprawa doczesnej siły, czy upodobań, podobnie jak miłość romantyczna rozumiana jako piękne i pożądane uczucie. Najczęściej jednak człowiek hołduje sobie, swoim uczuciom, swojemu sposobowi myślenia i wartościom. Co znaczy, że najbardziej kocha siebie samego, a wyraża to w pogoni za szczęściem i swoimi marzeniami (dużo pieniędzy, szczęśliwa rodzina, wysoki status społeczny, poczucie bezpieczeństwa i docenienia, poczucie bycia kochanym lub pożądanym, piękny wygląd, osiągnięcia potwierdzające naszą mądrość lub charyzmę, oraz wszystko to co czyni nas w oczach swoich i innych wyjątkowymi, czyli w jakimś sensie lepszymi od innych). Człowiek jest dość złożoną i ciekawą konstrukcją duchowo-cielesną, uczuciową, delikatną, choć czasami bardzo wypaczoną, ale bez Boga marny jest jego koniec. Jego więc musimy się trzymać. Do nas bowiem należy ze wszystkich sił zbliżać się do Boga, czyli upodabniać do Chrystusa, a całą resztę Jemu zostawmy, a On w swej mocy i absolutnym panowaniu nad naszym życiem sobie poradzić. Bardziej starajmy się w każdej sytuacji oddać Mu chwałę, niż próbować korzystać na zmieniających się losach naszych dziejów, bo tego z pewnością nie uda się nam ogarnąć, a możemy przegrać swoją wieczność.

Tomasz Jaśkowiec