Krótka historia zboru w Opolu

/ 12 lipca, 2018/ O nas

Opole, 05.07.2018

Rozmawiamy ze Zbigniewem Krystoniem – pastorem zboru Kościoła Ewangelicznych Chrześcijan w Opolu wspominającym początki działalności tego zboru.

– Jak wyglądały oficjalne początki zboru Kościoła Ewangelicznych Chrześcijan w Opolu?

– O ile dobrze sobie przypominam osiemnastego listopada 1986 roku grupa piętnastu członków zboru Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w Opolu postanowiła wyjść z Ugrupowania Zielonoświątkowego i utworzyć II zbór ZKE w Opolu Ugrupowanie Ewangelicznych Chrześcijan. Niecały miesiąc później, bo już siódmego grudnia w obecności przedstawiciela Rady Ugrupowania Ewangelicznych Chrześcijan – brata Jana Tomczyka wybrano radę zboru, a na stanowisko pastora powołano mnie. Następnie szóstego lutego 1987 roku na wniosek Prezydium ZKE Wydział do Spraw Wyznań w Opolu zatwierdził nasz zbór jako II Zbór Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w Opolu.

W wyniku decyzji o reorganizacji ZKE z dniem pierwszego lutego 1988 roku Minister-Kierownik Urzędu do Spraw Wyznań skreślił z Rejestru Stowarzyszeń i Związków Religijnych „Zjednoczony Kościół Ewangeliczny w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej” w jego miejsce wpisując cztery nowe kościoły w tym Kościół Ewangelicznych Chrześcijan. Od tego też dnia zaczęliśmy funkcjonować jako zbór Kościoła Ewangelicznych Chrześcijan.

– Gdzie początkowo miały miejsce spotkania waszego zboru, oraz jak one wyglądały?

– Miejscem naszych pierwszych spotkań był mój dom rodzinny. Byłem wówczas jeszcze kawalerem i mieszkałem wraz z mamą i siostrą w centrum starego miasta, praktycznie przy samym rynku (oczywiście w Opolu). Oficjalnie spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu, w niedzielę i środę, aby wspólnie oddawać Bogu chwałę, modlić się i poznawać Boże Słowo. To był dla nas bardzo dobry czas a Bóg błogosławił naszą społeczność odkrywając przed nami prawdy Swojej Ewangelii.

– Czy również Twoi rodzice wychowali się wśród wartości promowanych w ZKE, czy może wzrastali w innym klimacie religijnym?

– Moi rodzice wyrośli w tradycji rzymsko-katolickiej. Lecz gdy Bóg stanął na ich drodze bez wahania każe z nich z osobna pozostawiło ten błędny system religijny i poszło za Nim. Po zakończeniu wojny z Bożej woli spotkali się i wkrótce pobrali. W roku 1953 już jako małżeństwo przyjechali do Opola, gdzie włączyli się do pracy w zborze Ewangelicznych Chrześcijan. W 1959 roku tato został przełożonym zboru w Opolu i pełnił tą funkcję do roku 1977, w którym to ze względu na słaby stan zdrowia zrezygnował z jej pełnienia. Nadal jednak pozostał członkiem zboru biorąc w miarę możliwości udział w jego życiu. Do Chrystusa odszedł w 1984 roku.

Przez wiele lat działalność zboru realizowała się w naszym mieszkaniu nie tylko w czasie regularnych nabożeństw, ale również poza nimi. Przychodziło do nas wielu wierzących by z kimś porozmawiać, pomodlić się lub czytać Biblię. Ciągle coś się działo i to było dla mnie coś normalnego. W mojej pamięci na zawsze pozostał obraz ojca, żyjącego w bliskiej społeczności ze swoim Panem i Zbawicielem Jezusem Chrystusem. On nie rozstawał się z Biblią aż do końca swojego życia. Kochał Boga, kochał Boże Słowo i kochał ludzi.

Tak więc od dzieciństwa wychowywałem się w atmosferze zaufania do Słowa Bożego i modlitwy, a jednak prawdziwie i świadomie nawróciłem się do Boga dopiero w wieku 20 lat na jednym z chrześcijańskich obozów. Było to w 1974 roku w Nowym Tomyślu gdzie następnego roku przyjąłem też chrzest wodny. Kilka lat później ukończyłem szkołę biblijną i zaangażowałem się w służbę zborową zarówno jako kaznodzieja jak i na wszelkie inne sposoby w zależności od aktualnych potrzeb naszej społeczności.

– Słyszałem, że w tym roku wraz z żoną obchodzicie trzydziestą rocznicę Waszego małżeństwa. Powiedz proszę jak złączenie się z ukochaną kobietą wpłynęło na twoją relację z Bogiem i działalność w zborze?

– Odwzajemniona miłość zawsze dobrze wpływa na samopoczucie i szczęście człowieka. To był z pewnością jeden z najpiękniejszych okresów mojego życia, ale równocześnie dobra szkoła troszczenia się o drugą osobę. Trzeba było w nowy sposób nauczyć się w praktyce odpowiedzialności za różne nowe sprawy. Założenie rodziny rozwija człowieka czyniąc go bardziej dojrzałym osobowościowo, emocjonalnie, a nawet duchowo. W moim przypadku związałem się z głęboko wierzącą osobą co jeszcze bardziej zbliżyło mnie do Boga i pozwoliło na wiele problemów popatrzeć z innej perspektywy. Nasz związek zbiegł się w czasie z powstaniem naszego zboru i rozpoczęciem w nim mojej służby pastorskie. Dalej już razem z Bożenką walczyliśmy i nadal walczymy o Bożą chwałę zarówno w naszym domu jak i zborze, oraz wszędzie tam gdzie nas nasz Pan Jezus Chrystus do czegoś powołuje. Prawdą jest bowiem, że dobra żona jest darem od Boga dla męża który boi się Go i chce z całego serca chodzić Jego drogami.

– Może coś jeszcze wpłynęło wówczas na Twoją postawę i kształtujący się charakter?

– Wyjście z domu rodzinnego zawsze wiąże się z różnymi zmianami w życiu człowieka, tak też było i u nas. Wkrótce przyszła na świat nasza córka Sara, co również zmieniło nasz dom, obowiązki i zwyczaje. Odbiło się to również (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) na moim sposobie funkcjonowania w zborze.

Od dłuższego czasu modliliśmy się również o jakiś lokal dla zboru szukając odpowiedniego miejsca na wspólne zgromadzenia. Nawet z miasta mieliśmy kilka propozycji, ale ostatecznie na żadną z nich nie było nam dane się zdecydować. Bóg w swej łaskawości miał dla nas przygotowane inne miejsce. Tak też otrzymawszy sporą pomoc od innych wierzących w 1992 roku zakupiliśmy działkę (wraz z połową domu) mieszczącą się w Opolu przy ul. Mazowieckiej 6. Po gruntownym remoncie urządziliśmy tam kaplicę zborową, z małym zapleczem kuchennym gdzie jesteśmy do dnia dzisiejszego. Okolica jest przyjemna, sąsiedzi mili, więc jest za co dziękować Bogu. Od tamtego czasu spotykamy się regularnie trzy razy w tygodniu (niedziela, środa i piątek) na wspólne nabożeństwa, modlitwę i poznawanie Bożego Słowa jak też po to aby spotkać się z sobą i troszkę razem poprzebywać. Jest to dla nas okazja do dzielenia się z sobą nawzajem swoją wiarą, oraz radościami i troskami dnia codziennego.

– Na zakończenie naszej rozmowy chciałem zapytać jeszcze o jedną sprawę: Co sprawia Ci największą radość w służbie jaką wziąłeś od Boga już prawie 32 lata temu i wiernie trwasz w jak najlepszym jej sprawowaniu?

– Trudno w jednym zdaniu odpowiedzieć na takie pytanie, ale z pewnością jedną z największych radości przeżywam wówczas gdy widzę jak ludzie, których Bóg do nas przyprowadza otwierają się na Niego, pokutują za swoje grzechy odwracając się od nich, zapalają się miłością do Boga i Jego Słowa. Miło patrzeć jak Bóg zmienia kogoś zarówno w środku jak i na zewnątrz działając wyraźnie w jego życiu. Niezwykle przykre i trudne jest natomiast dokładnie odwrotne doświadczenie kiedy widać, jak ludzie uważający się za wierzących pomimo naszych modlitw i starań odstępują od Chrystusa wybierając jakieś własne drogi, a równocześnie ciągnąc za sobą innych na manowce wiary.

Bóg daje wsparcie i pociechę w każdym czasie, czego niejednokrotnie doświadczaliśmy podobnie jak wynagradzania różnych cierpień w inny sposób. Każde utrapienie jakie nas spotkało umocniło też naszą wiarę i to jest najważniejsze. Dlatego ciesząc się z nadziei życia wiecznego przygotowanego dla nas w niebie z radością i wytrwałością trwamy w Chrystusie we wszystkim starając się Jemu podobać. Jego kochamy i Jego ponownego przyjścia oczekujemy z ufnością, że będzie to dla nas dzień radości i chwały, a nie smutku i potępienia. Czego sobie i każdemu człowiekowi szukającemu Bożej chwały w poddaniu się Jego Synowi Jezusowi Chrystusowi z serca życzę.