Tomasz Jaśkowiec, Boża sprawiedliwość

/ 21 marca, 2018/ Artykuły, Tomasz Jaśkowiec

Od dawna wiemy i nikt nam tego nie musi tłumaczyć, że sprawiedliwie to nie znaczy po równo. Zwykle większość uważa, że najsprawiedliwiej to według zasług. Czy jednak naprawdę tak jest? Bez wahania zgodzimy się z faktem, że ludzie mają różne zdolności, ambicje i zapał do pracy, różny start życiowy, zainteresowania, środki, cele, a nawet intencje. To znaczy, że prawidłowe, czyli mniej więcej sprawiedliwe ocenienie czegokolwiek, a zwłaszcza postaw ludzi jest niezwykle trudne, chociaż możliwe. Łatwo się mówi, czy chociażby myśli, że mogłoby się zrobić to, czy tamto gdyby tylko było się piękniejszą, inteligentniejszą, czy bogatszym, albo gdyby było się mężczyzną, a nie kobietą. To jednak jest dość zwodniczy tok myślenia, który raczej napawa nas subiektywnym poczuciem krzywdy i niesprawiedliwości lub złością nie wiadomo na kogo, albo zniechęceniem do jakiegokolwiek działania niż optymizmem. No i jak tu później z wdzięcznym sercem przyjść do Boga z tak ogromną świadomością wielu własnych choć niezawinionych ograniczeń. To rzeczywiście jest problemem wielu ludzi, chociaż najczęściej nie ma wiele wspólnego z prawdą. Wbrew pozorom nasze szanse przed Bogiem już od samego początku są równe. Jezus powiedział: …komu wiele dano, od tego też wiele wymagać się będzie (Łk 12,47-48).

Słowa te zostały wypowiedziane w kontekście złego sługi, który nie zrobił tego, o czym wiedział, że zrobić powinien. Tak więc zrozumienie woli Bożej jest dość istotnym kryterium oceny naszego postępowania. Chciałoby się powiedzieć: o błoga nieświadomości lub nawet uznać, że skoro tak się sprawy mają to nie warto się uczyć, poznawać, czy dociekać prawdy. Tym bardziej przekazywać owoce swojej pracy innym, bo to spora odpowiedzialność, o czym wspominał też Jakub (Jk 3,1). Każdy bowiem dopuszcza się wielu uchybień, a uchybienia nauczycieli czynią większą szkodę Kościołowi Bożemu niż uchybienia „zwyczajnych wierzących”. Tą samą myśl dotyczącą właściwego wykorzystania własnych talentów, potencjału, czy zdolności widzimy również w przypowieści o talentach (Mt 25,14-30). Mam wrażenie, że obie przypowieści odnoszą się do ludzi wierzących i co gorsza, jeżeli ktoś zostanie uznany za sługę złego, który nie spełnia oczekiwań swego pana, to gdy pan jego przyjdzie, wówczas każe go ćwiartować i z niewierzącymi wyznaczy mu miejsce, albo inaczej mówiąc każe go wyrzucić w ciemności zewnętrzne. Tak więc zły, czyli niewierny sługa podzieli los niewierzących i nie jest to osamotniona myśl w Nowym Testamencie (2 Kor 4,3-4; Tt 1,15-16; Hbr 10,26-29; Obj 21,8). Niezależnie od tego, jakie miał przekonania i co o sobie myślał, albo mówił, czeka go piekło ze względu na to jak żył, albo raczej jak żyć nie chciał. Widzimy to w kolejnej przypowieści o sądzie (Mt 25,31-46). Również tutaj mamy wyraźny podział ludzi tylko ze względu na to jak żyli, a dokładniej jak traktowali innych, oraz równie wyraźny obraz czekającego ich piekła. Wśród tych, którzy zostają na nie skazani są też ci, którzy zwracają się do Jezusa: Panie. Może wcześniej uważali się za osoby wierzące, a może to jedynie wymóg chwili, bo jak inaczej można zwrócić się do zasiadającego na tronie? To jednak nie ma wpływu na ich los, bo miarą zbawienia nie są słowa, lecz czyny człowieka (Mt 7,21-23; 1 Kor 4,19-20). Będzie to bowiem – jak mówi Jakub – sąd nieubłagany dla tych, którzy nie czynili miłosierdzia (Jk 2,13-16; Mt 5,7). I chociaż wielu braci z powodu ludzkich teorii lekceważy naukę Jezusa zawartą w przypowieściach, to ja przestrzegam przed takim nierozsądnym podejściem do natchnionego Słowa Bożego. Jezus budował przypowieść na potrzeby przekazania nam jakiejś prawdy i w przeciwieństwie do nas wiedział, o czym mówi i co chce nam przekazać.

Jaką rolę odgrywają dobre uczynki?

Jak więc należałoby właściwie patrzeć na łaskę Boga ofiarowaną nam w Jezusie Chrystusie przez wiarę, w świetle wcześniej przytoczonych wersetów, oraz całej nauki o potrzebie pełnienia dobrych uczynków, o której to łasce wielu twierdzi, że sama wystarczy do zbawienia? Tak też jest w rzeczywistości, ale nie wszyscy ją właściwie rozumieją. Uczynki wiary są i być muszą jednak nie jako podstawa naszego usprawiedliwienia, ale jego świadectwo. Gdyby bowiem nie wypływały z ufności człowieka do Boga byłyby czymś martwym, czyli bez żadnej wartości (Hbr 6,1; 9,14). Podobnie też jeżeli wiara człowieka nie łączy się z jego uczynkami również jest martwa, bo bezowocna (Jk 2,17; 2.18-26). Wiara człowieka musi łączyć się z jego uczynkami i musi wyrażać się w miłości (Ga 5,6; 1 J 4,20-21). Tak więc wiara łączy się zarówno z miłością, jak i sposobem życia zgodnym z wolą Bożą. Widzimy też, że najprawdziwiej wiarę człowieka pokazuje jego życie, bo jeżeli ktoś zaufał Chrystusowi, to wierzy Jego Słowom i stara się wprowadzać je w życie, tak aby wydawały w nim jak największy owoc (J 15,5-8; 2 Kor 9,6-9; Ga 6,5-10; Flp 1,9-11). Wszędzie w Biblii widzimy, jak uczynki splatają się z wiarą w jedno, albo raczej są jej wyrazem i nie ma tutaj żadnej sprzeczności z nauką zbawienia przez wiarę. Tylko ten rodzaj wiary ma obietnicę życia wiecznego.

Wiara skupiona jedynie na poglądach, obrzędach, czy własnych doświadczeniach duchowych jest formą wiary pogańskiej szukającej daru, opieki, pomocy, czy nawet zemsty na wrogach, a pomijającej relacje z Dawcą. To wciąż zła postawa serca myślącego wyłącznie o swojej korzyści. A chrześcijaństwo jest właśnie czymś odwrotnym i dlatego tak trudnym dla zepsutego człowieka. Nawet religijnością czystą i bez skazy Słowo Boże nazywa czyny miłosierdzia i życie zgodne z nauką Jezusa Chrystusa (Jk 1,27; 4,4), a nie samą obrzędowość pozbawioną zaangażowania serca miłującego Boga i bliźniego oraz czystego życia (Iz 1,11-20; 58,1-14). Tak więc chrześcijaństwem możemy nazwać życie praktyczną miłością zgodnie z tym, czego Jezus uczy nas w swoim Słowie. Praktyczną miłość można też nazwać służbą Bogu i bliźniemu (bo tego nie można rozdzielać), albo drogą uśmiercania miłości własnej, i to również będzie prawdą. Jednak, aby właściwie rozumieć, jak powinna wyglądać prawdziwa miłość, czy służba, potrzebne jest nam właściwe poznanie Boga. Żadna teoria książkowa nie zastąpi osobistych relacji z Bogiem, poczucia pokoju, oddania, czy miłości z Jego strony, ale również żarliwego zaangażowania, oraz rozkoszowania się Bogiem z naszej strony. To poznanie, mądrość i wiedza, wraz z pokorą, łączą się z sobą i nawzajem się uzupełniają, a podnosząc naszą świadomość równocześnie stawiają przed nami wyższe oczekiwania ze strony Boga. To zaś niesie ze sobą surowszy sąd dla nas, o czym już wcześniej wspominaliśmy. Czy więc naprawdę warto się w tym kierunku trudzić? Myślę, że jak najbardziej tak. Trudno bowiem mówić o miłości do kogoś, kogo nie znamy. Jest to też wolą samego Boga, który pragnie być zarówno poznawany, jak i kochany (Oz 6,6). To zaś tworzy kolejną płaszczyznę bliskości między nami i naszym Stwórcą, jeśli tylko wytrwamy w kręgu tej miłości i nie odwrócimy się od jej pełnienia (Rz 11,22). Czy zatem brak praktycznej miłości do człowieka gotowi jesteśmy przyjąć za wystarczający powód uznania go za złego i bezużytecznego sługę lub drzewo bez owoców, i skazania na piekło? Tak bowiem Bóg karze tych, którzy odstępują od swego powołania zbaczając na ścieżki własnego egoizmu. Czy to wydaje się wam sprawiedliwe?

Właściwe rozumienie miłości Bożej

Powiem więcej: Bóg nie działa jak prawo, czyli ślepa sprawiedliwość, bezduszne urzędy, czy żądni zysku ziemscy sędziowie, lecz Bóg jest miłością i wszystko rozpatruje w duchu miłości (1 J 4,16). To zaś ponownie można opacznie zrozumieć uznając, że niezależnie od naszego postępowania będzie się On zajmował spełnianiem naszych marzeń i dogadzaniem nam na wszelkie możliwe sposoby, bo nas kocha (Ma 2,17). Tak jednak nie jest, to zły obraz miłości, a ponadto Bóg jest nie tylko miłością, ale również jest Święty, czyli w doskonały sposób sprawiedliwy. Jedno drugiego nie wyklucza, ale dopełnia, podobnie jak uczynki wiarę. Wszystko, co Bóg postanowi, jest w stanie wprowadzić w życie i nikt nie jest w stanie Mu w tym przeszkodzić. Od początku uczynił nas na swój obraz i swoje podobieństwo, abyśmy żyli dla Jego chwały ciesząc się praktyczną miłością. On też nie odwrócił się od nas, gdy zgrzeszyliśmy i odpadliśmy od jego łaski. Wciąż na różne sposoby dawał ludziom znać o sobie, lecz prowadząc głównie swój naród wybrany, potomstwo swego przyjaciela Abrahama, objawiając mu siebie i swoją sprawiedliwość. Zobaczmy, ile miłości jest w Bożym prawie.

W końcu, gdy przyszedł na to odpowiedni czas, Jego miłość stała się praktycznym darem przebaczenia naszych grzechów dzięki ofierze Jezusa na drzewie krzyża (Rz 5,8). Chrystus nie tylko ponownie otworzył nam drogę do nieba, ale również podniósł rangę wierzących do najwyższej godności, włączając nas jakby przez małżeństwo w rodzinę Bożą (Obj 3,18-21). To wielki przykład praktycznej miłości. Na ziemię zaś zstąpił Jego Duch Święty, gotowy pomóc każdemu człowiekowi, który będzie chciał służyć Bogu (Dz 5,30-32). Bez Niego wszelkie nasze starania byłyby skazane na niepowodzenie, a dzięki Niemu mamy łączność zarówno z Ojcem, jak i Synem (J 14,15-21). Co więcej, Duch Święty sam przyczynia się za nami, a Jezus jest naszym orędownikiem u Ojca, chociaż niezależnie od tego Bóg sam nas miłuje i współdziała ze wszystkimi świętymi we wszystkim dla naszego dobra (Rz 8,1-39). Czy to nie jest wspaniałe? Czy to nie jest obraz bardzo praktycznie pojmowanej i działającej miłości? Czy nie jest to wzorem postępowania dla nas wierzących? Bóg jest miłością, której my jako ludzie musimy się uczyć (1 Kor 13), a równocześnie pozwolić, aby to On upodabniał nas do siebie, a nagroda jest wielka, chociaż do jej osiągnięcia potrzebne jest poznanie zarówno samego Boga, jak i Jego miłości do nas (1 Kor 2,7-12). Taka jest Boża miłość i sprawiedliwość względem nas wierzących, a ci którzy ją odrzucają sami zostają odrzuceni (1 P 2,6-10). Zdecydowanie największą część pracy wykonuje w nas sam Bóg, który chce z nami współpracować. To naprawdę dużo więcej niż ktokolwiek z nas mógłby sobie wymarzyć lub nawet wyobrazić. Czy wiedząc to ktoś chciałby wrócić do zapłaty opartej na własnych zasługach? Bardzo w to wątpię, choć łaska Boża jest nieskończenie wielka tylko dla tych, którzy chcą podążać tą drogą.

Jak realizować chrześcijaństwo w praktyce?

Jeżeli ponownie popatrzymy na role i obowiązki, jakie Bóg każdemu z nas w wierze przygotował, lecz tym razem będziemy pamiętać o praktycznej miłości Bożej, to wiele dotychczasowych dylematów (typu: ‘Dlaczego on jest mężczyzną, a ja kobietą, to niesprawiedliwe, bo faceci mają lepiej’; lub ‘Dlaczego on ma więcej zdolności i naucza w moim zborze, a mi nic nie wychodzi, to też niesprawiedliwe’; albo ‘Dlaczego przyszło mi żyć w tak spokojnych czasach, a nie np. w okresie wielkich przebudzeń lub reformacji, gdzie mógłbym się wykazać’), może okazać się dość prostych do wyjaśnienia, albo nawet niepotrzebujących wyjaśnień. Zły sposób patrzenia na treść Biblii wykrzywia jej przesłanie i utrudnia zrozumienie czytanych fragmentów, zwłaszcza gdy wkoło nas dzieją się rzeczy, których byśmy sobie nie życzyli. Tak trudno rozmyślać o Bożej miłości do nas, gdy wali się nasz świat, spadają na nas różne doświadczenia i trudności dnia codziennego, lub chociażby sprawy nie idą po naszej myśli. Wydaje nam się jakbyśmy zupełnie nie widzieli owej wielkiej, Bożej miłości do nas jak Hiob, ale jeżeli wytrwamy przy prawdzie i nie cofniemy się od praktykowania miłości, to w końcu zobaczymy różnicę pomiędzy tym, który służy Bogu, a tym który Mu nie służy (Ma 3,18-21). Jeśli uda nam się zbliżyć do Boga i wbrew doświadczeniom pogłębić z Nim swoją relację, to wszystko możemy zobaczyć w zupełnie innym świetle (Ps 73,16-17; Syr 3,18-24). Z pewnością też nasze życie się zmieni, chociaż niekoniecznie oznacza to braku problemów na ziemi. One zawsze będą, chociaż różne i każdy z nich ma swój dobry cel, którego możemy nie dostrzegać. Zwykle nie myślimy o własnym sądzie, a posiadane zdolności, umiejętności i wiedzę traktujemy nie jako dary, z których używania przyjdzie nam się kiedyś tłumaczyć, ale jako coś naturalnego, co pozwala nam czuć się dobrze i wywyższać się nad innych. Bogactwo różnie rozumiane, również to intelektualne czy duchowe, może być niestety pułapką dla jego posiadacza, albo dla tego, kto go pożąda, jeżeli nie pójdzie w parze z jego pokorą (1 Tm 6,9). Ona zaś często towarzyszy ludziom o czystym sercu, bo tylko oni chociaż niewyraźnie, ale mogą oglądać Boga (Mt 5,8; 1 Kor 13,12-13). Tak więc moglibyśmy porównać czystość serca do czystości okna, przez które chcemy coś zobaczyć. Nawiasem mówiąc w Nowym Jeruzalem w niebie rynek będzie z czystego złota, przeźroczystego jak szkło (Obj 21,21). W tym przypadku złoto jest dla mnie symbolem Bożej sprawiedliwości, która w doskonałej formie jest czystą miłością (Rz 13,10).

To, co w ludzkich oczach może nam się wydawać zupełnie niesprawiedliwe wcześniej czy później zostanie właściwie zinterpretowane i osądzone przez Boga. Problem różnego poczucia sprawiedliwości Jezus poruszał również w innych przypowieściach. Zobaczmy np. przypowieść o robotnikach w winnicy (Mt 20,1-16). Jedni pracowali dużo, a drudzy niewiele, jednak pan, który ich wynajął pominął ich zasługi, kierując się przy wypłacaniu wynagrodzenia wyłącznie wcześniejszymi ustaleniami, oraz swoją dobrocią. Trzymajmy się więc tego, co zostało nam obiecane i nie wywyższajmy się nad tych, którzy dołączyli do nas później, bo to nie jest przejaw praktycznej miłości i chociaż wiedzą mniej od nas, często postępują dwuznacznie i nie angażują się tak bardzo jak my w pracę na niwie Pańskiej, to może się okazać, że to właśnie ci, których lekceważymy wyprzedzą nas w Dniu Sądu, zajmując miejsce przed nami (Mt 20,16). Być może dostaliśmy więcej od nich. Podobne przesłanie odmiennej od naszej sprawiedliwości Bożej oglądamy w przypowieści o nieuczciwym zarządcy (Łk 16,1-8). Ten pozornie dość podchwytliwy obraz może być opacznie rozumiany jako zachęta do nieuczciwości. Dlaczego jednak pan owego zarządcy go pochwalił, bo przecież nie za to, że go okradł? Istotę rzeczy lub jak ktoś woli wyjaśnienie przypowieści znajduje się poniżej (Łk 16,9-13) z którego wynika, że Jezus postawił troskę o Królestwo Niebieskie i ubogich ponad chęć bogacenia się. Gdy bowiem dochodzi do praktycznego wyboru, to pieniądze powinny służyć zdobywaniu ludzi dla Boga, a nie ludzie pieniądzom. Trzeba sobie nie tylko zdawać z tego sprawę, ale również umieć to wykorzystać. O dziwo, za wzór postawiono nam synów ciemności, którzy wiedzą jak wykorzystywać pieniądze do swoich celów. My zaś winniśmy to robić dla Królestwa Niebieskiego. Za takiego też zaradnego człowieka, aczkolwiek syna ciemności, możemy chyba uznać nieuczciwego zarządcę, który wiedział jak można zrobić użytek z pieniędzy i posiadanej pozycji. Myślę, że dodatkowo dostrzegamy tutaj przesłanie, że w oczach Bożych człowiek jest ważniejszy od jego mienia. Tak więc w Królestwie Niebieskim prawdziwa troska o ludzi ważniejsza jest nie tylko od pieniędzy, ale również od przestrzegania zasad ludzkiej uczciwości. Podobnie nieuczciwie postąpił Jakub ze swoim bratem Ezawem (1 M 25,30-34), ale w moim odczuciu Bóg uhonorował staranie Jakuba i pozwolił, aby późniejsze oszustwo względem ojca mu się powiodło (Hbr 12,15-17). Myślę, że doskonałym uzupełnieniem tego przykładu będzie tutaj przypowieść o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10,29-37). Być może kapłan i lewita, którzy mijali pobitego myśleli, że on nie żyje i nie chcieli go dotknąć, aby nie stać się nieczystymi w rozumieniu litery Prawa Mojżeszowego, bo nie wolno im było dotykać trupa. Może ich intencje nie były złe, bo chcieli mieć możliwość odprawienia obowiązujących ich obrzędów, do czego też byli powołani. Ich winą stało się to, że ważniejsza była dla nich czystość rytualna niż miłosierdzie względem bliźniego. Chcąc zachować Prawo zlekceważyli jego podstawy, gdyż Prawo uczy miłości, umniejsza zło na ziemi i prowadzi do Chrystusa, naszego nauczyciela postawy prawdziwej ofiarnej miłości względem drugiego człowieka. Tak też zwiodło ich przewrotne serce, niewrażliwe na ludzką krzywdę.

Wnioski dla nas

Żyjmy i postępujmy w duchu miłości, właściwie rozumiejąc prawo wolności, gdyż miłosierdzie odnosi tryumf nad sądem (Jk 2,12-13). Bóg nie będzie analizował naszego postępowania, lecz sprawdzi nasze serca szukając w nich miłości. To kolejny przykład odmienności Bożej sprawiedliwości od naszej. My dużo myślimy o własnym szczęściu, korzyściach i o tym, jak je osiągnąć. Jest to rodzaj miłości własnej. Natomiast Bóg pokazuje nam przez Jezusa Chrystusa zupełnie inną drogę życia i sposób myślenia (Mt 22,37-40), gdyż więcej szczęścia jest w dawaniu niż braniu (Dz 20,35) i to od zawsze różniło nas od Boga (Iz 55,6-11). Czas więc bardzo gruntownie zweryfikować własne przekonania i ich podstawy. Nieprzypadkowo też nawracanie tłumaczy się również jako zmianę sposobu myślenia. Wiele naszych poglądów stanowi prawdziwe twierdze warowne, walczące przeciwko naszemu całkowitemu podporządkowaniu się Bogu, broniąc naszego ludzkiego stylu życia skupionego na sobie i doczesności (2 Kor 10,3-6). Odstąpmy od tego, a nie będziemy mieli się czego bać, bo nie będziemy mieli nic do stracenia. Wtedy będziemy mogli się zająć sprawami Królestwa Niebieskiego, realizując wobec wszystkich praktyczną miłość. To bardzo wyraźna i praktyczna wskazówka dla tych, którzy rzeczywiście szukają zbawienia swojej duszy i właściwego zrozumienia nauki Jezusa. Bądźmy więc wdzięczni za wszystko, co mamy i co nas spotyka. Nic bowiem nie dzieje się przypadkowo, a Biblia pełna jest praktycznych wskazówek i wyjaśnień, które czytane w duchu miłości powinny nam w zupełności wystarczyć (Ga 5,1-13). Pamiętając o tym, że każdy poniesie swój własny ciężar (Ga 6,5), rozkoszujmy się Bogiem i nie skupiajmy się na porównywaniu z innymi. Nie tak bowiem patrzy Bóg jak patrzy człowiek, bo Bóg patrzy na serce, którego my zwykle nie widzimy (1 Sm 16,7). Głównym problemem ludzkości jest więc zatwardziałość ludzkiego serca, a nie pozorna niesprawiedliwość Boga, na którą często staramy się zrzucić winę za nasze złe postępowanie.

Tomasz Jaśkowiec