Tomasz Jaśkowiec, Przebierańcy

/ 12 sierpnia, 2014/ Artykuły, Tomasz Jaśkowiec

Ktoś kiedyś trafnie porównał współczesne chrześcijaństwo do przebierańców z piosenki Andrzeja Rosiewicza: Chłopcy radarowcy. Dokładnie chodzi o słowa: „…Coraz więcej przebierańców, coraz trudniej o oryginał.” Ten właśnie „oryginał” w obecnej chwili najbardziej mnie interesuje. Korzystając z przedstawionego przykładu możemy powiedzieć, że milicjantem lub policjantem jak kto woli nie koniecznie jest ten, kto na niego wygląda. Mundur nie czyni z człowieka przedstawiciela prawa, ani regulaminowe zachowanie, ani nawet znajomość prawa. To wszystko jest ważne, ale niewystarczające. Powiem więcej, przedstawicielem prawa nie jest też ten, kto się za niego uważa, nawet jeżeli jest o tym szczerze przekonany. To wciąż za mało, aby reprezentować władzę. Policjant musi być częścią policji i działać z jej upoważnienia. Jeżeli podaje się za policjanta ktoś kto do policji nie należy jest oszustem i w jakimś celu podszywa się pod prawdziwych funkcjonariuszy. Jeżeli zaś policjant przekracza zakres swoich kompetencji to będzie sądzony jak przestępca. Służba jaką sprawuje względem społeczeństwa nie upoważnia go również do czerpania ze swej pracy jakichkolwiek dodatkowych korzyści.

Przenosząc to na grunt biblijny można powiedzieć, że chrześcijanin musi być częścią Królestwa Niebieskiego i postępować w granicach wyznaczonych mu przez Boga. Nikt też nie udzielił mu pozwolenia do wywyższania się nad innych, ani czerpania z nich korzyści, a raczej sam fakt bycia wierzącym obliguje go do służby zarówno wierzącym jak i niewierzącym. Zgodnie ze słowami Pawła: Nie ten jest wypróbowany kto sam siebie poleca, ale ten kogo uznaje Pan. Jak można to sprawdzić i do czego tak naprawdę jest nam to potrzebne? Wydaje się, że jedynym pewnym miernikiem jest owoc Ducha Świętego, tj. dzieło którego w nas samych dokonuje Bóg. Miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i wstrzemięźliwość. Przeciwko takim cnotom nie ma prawa. Przy dłuższym przebywaniu z kimś takim możemy nie tylko je dostrzec, ale również się nimi zachwycić. Piękne wnętrze człowieka staje się bowiem widoczne dla innych w sposobie jego mówienia i postępowania. Jednak nierzadko trafiamy na przeróżne falsyfikaty przyjaciół Boga. Czasami też borykamy się z niedojrzałym owocem lub podobnymi ludzkimi cechami, co samo w sobie nie jest świadomym oszustwem. Wówczas trudno jednoznacznie stwierdzić z czym mamy do czynienia. Religijność demonstrowana w słowie i postępowaniu może niejednokrotnie mylić jak mundur policjanta. To jednak wielu osobom wystarcza i nie szukają głębiej. Przyznajmy sami, że religijny sposób życia do nas przemawia i wydaje się, że jest świadectwem wewnętrznej wiary człowieka. Wielu rzeczy jednak w życiu innych ludzi nie widzimy nie mówiąc już o ich sercach. Mamy więc problem, a jeżeli weźmiemy pod rozwagę przynależność denominacyjną, służbę, wiedzę, uznanie innych ludzi, czy doczesne błogosławieństwo to sprawa jeszcze bardziej się komplikuje. Boże myśli to nie nasze myśli, a jego drogi są dla nas niepojęte dlatego często mylimy jego działanie z naszymi pragnieniami lub wyobrażeniami jego działania. Nie żyjemy w czasach Starego Przymierza, więc nie powinniśmy dosłownie odnosić do siebie wielu słów starotestamentowych obietnic, bo one nie były i nie są dla nas. Niestety wiele obietnic nowotestamentowych również nie jest dla wszystkich. Czytanie tylko błogosławieństw i odnoszenie ich do siebie może być karmieniem się złudzeniami i oszukiwaniem siebie. On spuszcza deszcz zarówno na sprawiedliwych jak i niesprawiedliwych, a nasza zapłata jest przede wszystkim w niebie. Szczerość, uczciwość, czy znajomość Biblii nie zastąpią żywych i bliskich relacji z Bogiem. To zdecydowanie więcej niż tylko zewnętrzna religijność prezentowana przez naród Żydowski w Starym Testamencie. Ich przeciwieństwem byli prawdziwi pomazańcy boży, głównie prorocy, którzy w swych nauczaniach mniej koncentrowali się na tradycji, a więcej na sercu człowieka.

Mam wrażenie, że części wierzących jedynie się tylko wydaje, że takowe bliskie relacje z Duchem Świętym posiadają gdy tak naprawdę nie mają z Bogiem wiele wspólnego. Co gorsza, wydawać by się mogło, że wielu chrześcijanom taki starotestamentowy układ bardziej odpowiada niż prawdziwe związanie się z Bogiem. To taki bałwochwalczy układ mówiący: ja Ciebie czczę, sprawuję jakiś tam kult, a Ty mnie w zamian bronisz i mi błogosławisz. Nic szczególnie osobistego. To jakby próba włączenia Boga w nasze życie bez przybliżania się do Niego. Czy Bóg się zgadza na takie traktowanie? Jak widać w pewnym stopniu tak, choć ma to sens tylko wówczas gdy jest pewnego rodzaju etapem pośrednim do czegoś głębszego. W każdym innym przypadku w najlepszym razie przerodzi się w „dobrą” tradycję, a tak naprawdę w pozór pobożności. To niepojęte jak można żyć bez Boga i mieć pewność, że z jakichś tam powodów będzie się w niebie. Boga nie da się oszukać, a co kto sieje, to i żąć będzie. Trudno też powiedzieć jak rozpoznać prawdziwą pokorę i nie pomylić jej z faryzeizmem. A co zatem można powiedzieć o prawdziwej wierze, tej biblijnej mającej moc zbawić duszę ludzką? Przecież w naszych czasach bardzo wiele osób deklaruje się jako wierzący, problem w tym, że dla wielu z nich znaczy to zupełnie co innego niż dla innych wierzących. Bóg jest jednak tylko jeden i nie może Mu się wszystko równocześnie podobać. Moim zdaniem prawdziwa wiara to taka, która działa i to działa przez miłość. Ona jest też prawdziwym znakiem życia z Bogiem jak to było na początku gdy jeszcze grzech nie wszedł na ziemię, a Adam z Ewą chodzili w przyjaźni z Bogiem. Jezus sam ofiaruje nam chodzenie z Sobą w jednym jarzmie już tu na ziemi pod Jego kierownictwem, po to, abyśmy mogli chociaż odrobinę bardziej Go poznać i się do Niego upodobnić, a nie jedynie wykorzystywać poznanie Najwyższego do poprawy własnego bytu. Osobiste poznanie Boga jest wartością której nie sposób przecenić. To pozwala nam też zauważyć ludzi w których sercach ma On możliwość działania i którzy w większym lub mniejszym stopniu upodobnili się już trochę do Niego i dalej chcą to robić. Takie otoczenie to prawdziwy skarb i ubogacenie nawet dla bardzo dojrzałych wierzących nie mówiąc już o tych którzy dopiero się uczą i brak im pewności co do tego jaki jest Bóg, co Mu się podoba i jakie ma plany względem nas i naszych bliskich.

Tomasz Jaśkowiec