Tomasz Jaśkowiec, Syndrom żaby

/ 16 stycznia, 2018/ Artykuły, Tomasz Jaśkowiec

Przywołując skojarzenie żab, abo ropuch wcale nie mam zamiaru odnosić się do plag egipskich, a tym bardziej księgi Apokalipsy. Żaby są płazami zmiennocieplnymi dlatego w specyficzny sposób reagują na przyrost temperatury. Zapewne większość z Was słyszała, że wrzucone do gorącej wody będą z niej uciekać, ale wsadzone do garnka z zimną wodą i powoli podgrzewane pozostaną w niej, aż do zagotowania się wody, czyli własnej śmierci. To skojarzenie w pewnym sensie podsunęło mi odpowiedź na pytanie: Dlaczego ludzie pozostający w sektach religijnych różnego rodzaju mają tak dużą trudność z ich opuszczeniem? Dlaczego zwyczaje, poglądy i nauki znacznie odbiegające od standardów biblijnych zupełnie ich nie rażą, a nawet sprawy powszechnie potępiane w naszej kulturze nawet przez ludzi niewierzących nie robią na nich wrażenia? Wszystko jakoś sobie tłumaczą i akceptują. Myśląc o tym wcale nie biorę pod uwagę grup szczególnie toksycznych mających charakter terrorystyczny z których wydostanie się jest bardzo trudne i wiąże się z dużym ryzykiem. Chodzi mi raczej o ludzi żyjących pośród nas, pracujących jak większość z nas w firmach, biurach i zakładach pracy, mieszkających między nami, chodzących normalnie po ulicy i kontaktujących się regularnie z rodzinami lub znajomymi o odmiennym od nich światopoglądzie. To zadziwiające zjawisko chociaż wcale nie tak trudne do wytłumaczenia.

Przyglądając się ich postawie widzę absolutne chociaż dobrowolne uzależnienie się od zwyczajów wybranej przez siebie grupy ludzi z którymi się utożsamiają bardziej niż z własną rodziną, których poglądy bezkrytycznie akceptują (chociaż nie zawsze), a między sobą powiązani są różnego rodzaju ludzkimi więzami rodzinnymi, koleżeńskimi, służbowymi, czy zawodowymi. To plątanina różnego rodzaju często dość powszechnych w naszym społeczeństwie zależności tu jednak bardziej skumulowanych. Taka grupa to w pewnym sensie ich miejsce na ziemi, ich wsparcie i zaplecze. Jeżeli przez lata wypracowali sobie w takim środowisku jakąś pozycję, dobre relacje lub łączą ich jakieś interesy to trudno bez wielkiego powodu stanąć przeciwko „własnemu gniazdu” zwłaszcza jeżeli swoje opinie i przekonania podpierają autorytetem Boga. Zwykle są to też struktury dobrze zorganizowane i zhierarchizowane gdzie przywódcy mają opinię pomazańców Bożych niemożliwych do odwołania praktycznie pod żadnym pozorem. Oni też nie tylko kontrolują podległą sobie grupę, ale również kreują czyniąc ją sterowną względem swojej woli. Ich zdanie i przekonania są w praktyce ważniejsze od Słowa Bożego którego się nie odrzuca, ale sprowadza do roli drugorzędnej, uzasadniającej lub nawet uwierzytelniającej ich postanowienia. W takim środowisku trudno funkcjonować będąc w konflikcie z jego elitą, a świadomie poddając się ich naukom i interpretacji rzeczywistości każdy na swój sposób uczy się zależności od nich, ufania im, przyjmowania przedstawianej woli Bożej, itd. Poza tym często łączy ich wzajemne pomaganie sobie nawzajem, ścieranie się z nieprzyjaznym otoczeniem, poczucie misji lub potrzeby wspólnego działania, utożsamianie się z prawdziwymi, czyli tymi lepszymi chrześcijanami, wspólne odpoczywanie, zabawy i w pewnym sensie wiara w coś, co niekoniecznie musi być prawdą, ale rodzi poczucie jedności i czasami zadowolenia z tego co się ma bez zwracania uwagi na dokonujący się ciąg przemian wewnętrznych.

To pewnego rodzaju specyficzny proces podobny do gotowania żaby. Początkowo wiele się bada i sprawdza, a z czasem akceptuje się taką rzeczywistość pomimo jej wad i niedomagań, a nawet rozumienia świadomych przekrętów i grzechów innych. To zaś otwiera drzwi prowadzącym do coraz większych nadużyć. Jeżeli ktoś jednak zaczyna protestować, to się go przykładnie kara nieakceptacją, krytyką, zmianą miejsca w hierarchii, lub w jakikolwiek inny sposób do wyrzucenia z grupy włącznie. Takie posunięcie z jednej strony usuwa wewnętrzne zagrożenie polegające na otwieraniu się oczu innych osób i roztrząsaniu przez nich spraw o których nie powinni wiedzieć, a z drugiej strony pokazuje wszystkim wkoło, co im grozi za podobne zachowania. To czysta manipulacja z powodzeniem stosowana w wielu środowiskach nawet w tych uważających siebie samych za grupy nowo narodzonych chrześcijan. Tak działa długofalowa indoktrynacja mogąca doprowadzić do przyjęcia przez spore grono osób poglądów lub nawet zwyczajów, o które jeszcze jakiś czas temu by siebie samych nie podejrzewali. Tworzony przez elitę klimat sugeruje właściwe zachowania które się nagradza, a piętnuje niepożądane myślenie i działanie. I to działa, bo wiele osób wewnątrz takiej grupy potrafi z tego czerpać różnorodne korzyści. Co jednak ma to wspólnego z Bogiem i wyraźnie podaną nauką, gdzie starsi powinni służyć reszcie i znosić w miłości ich niedomagania, gdzie posłuszeństwo Słowu Bożemu jest nadrzędną wartością i weryfikatorem naszego życia. Nawet propaganda hitlerowska powtarzała, że kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą, a współcześni fachowcy od marketingu i wizerunku dodają, że nawet to nie jest konieczne, bo wystarczą cztery niezależne źródła błędnej informacji, aby zdecydowana większość ludzi uznała ją za prawdę. W zamkniętych grupach religijnych może to być po prostu opinia różnych osób, które wcale nie muszą być od siebie niezależne. Dodatkowo można podeprzeć się opinią kogoś znanego lub jakąś informacją książkową, albo internetową i od razu wiarygodność naszej teorii rośnie. Błędne koło zaczyna się zamykać kiedy to kilka osób świadomie kreuje opinię innych. Tak powstaje uzależnienie od człowieka, a nie od Boga, chociaż początkowo miało się tyle szczytnych ideałów, to ostatecznie akceptuje się to co z tego wyszło nawet po części ze względu na osobiste zżycie się z ludźmi, włożoną w wiele dzieł pracę, czy jakiekolwiek inne osobiste zaangażowanie, a czasami tylko dlatego, że nie ma się odwagi spojrzeć prawdzie w oczy i zweryfikować wszystkiego z nauką Słowa Bożego. Chrześcijaństwo będące sposobem na życie w tym świecie jest drogą do piekła, podobnie jak trwanie w każdym kłamstwie, gdyż ojcem kłamstwa jest diabeł, a jego owocem grzech, który lekceważony, czy akceptowany prowadzi nas do śmierci duchowej, czyli jeziora ognia (J 8,43-45; Jk1,14-15). Tak to jesteśmy formowani jak garnki z gliny, jednak nie tyle przez Boga, co przez świat i ludzi cielesnych kochających władzę nawet sobie z tego nie zdając sprawy. Jedyną drogą ratunku dla nas jest odrzucenie tego wszystkiego i wołanie Boga o pomoc równocześnie szukając zrozumienia Jego woli w Jego Słowie. Każdemu z nas można coś zarzucić i każdy z naszych grzechów czy błędów ma jakieś konsekwencje z których możemy sobie zupełnie nie zdawać sprawy lecz świadome poddawanie się ludziom i pozostawanie pod ich wpływem daje im niewyobrażalną władzę nad nami i z pewnością nie zostanie ona wykorzystana ku dobremu, bo to nie jest Boży sposób postępowania (2Kor 3,16-18; Rz 6,16; 1Kor 7,23; Ps 118,8-9; 2Kor 11,19-21; 2J 9-10), itd.

Tomasz Jaśkowiec