Tomasz Jaśkowiec, Demony przeszłości
Czytając Ewangelię odnosimy wrażenie, że w życiu człowieka będącego częścią nawet tak religijnego społeczeństwa jakim był Izrael, jest sporo demonów. Demonstrowały się one w obecności Jezusa i najczęściej chwilę później były przez Niego wyganiane. Zwykle przebywały w ludziach, ale mogły też opanować zwierzęta (Mt 8,32) lub znajdować się gdzieś pomiędzy ludźmi krążąc i szukając dla siebie odpowiedniego miejsca (Mt 12,43-45). Czytamy też o tym, że władcą tego świata jest szatan i do niego należą wszystkie królestwa, więc może on nimi rozporządzać według swej woli (Mt 4,8-9). Jedynie Kościół Boga jest wolny od jego zwierzchności, chociaż odczuwa jego wpływ (Mt 16,18). Obecność demonów zawsze ma jakąś negatywną konsekwencję: czasami jest to oczywiste dla wszystkich opętanie, czyli przejęcie przez złego ducha kontroli na ciałem człowieka, czasami to choroba takie jak ślepota, głuchota, paraliż, czy jakaś inna dolegliwość, czasami grzech, albo cała masa grzechów. Jezus dziećmi diabła nazywał również ludzi odznaczających się zewnętrzną pobożnością takich jak kapłanów Żydowskich, faryzeuszy, czy saduceuszy, którzy ze względu na własne zepsucie nauczali odstępstwa od Boga (J 8,41-47). Co więc stało się z tymi chordami demonów, które przecież nie umierają, anie nie chorują, nie potrzebują snu czy odpoczynku, a ich złe zamiary względem nas ludzi też się nie zmieniły?
W naszych czasach trudno zobaczyć prawdziwe opętanie lub demonstrację duchową. Współczesne zmaterializowane społeczeństwo zachodnie oficjalnie wierzy w naukę, oraz fenomen powstania człowieka z niczego, który rozwinął się przez miliardy lat i teraz panuje na ziemi. To obraz świata bez Boga, ale o dziwo jest w nim dużo miejsca dla demonów. Ponoć okultyzm rozkwita w wysoko rozwiniętym świecie zachodnim pod różnymi postaciami. Jedni parają się czarną lub białą magią, innych interesuje wróżbiarstwo, a jeszcze inni szukają doznań w jodze, hipnozie, czy innych naukach wschodu. Większość z nas czyta horoskopy, ogląda filmy o czarodziejkach, czarownicach, szeptuchach, pośredniczkach do duchów zmarłych, cudotwórcach, magach, wampirach, czy kosmitach. Jest tego w powszechnej telewizji sporo. Tak więc gdy jedni gonią za wielkością, sławą, czy pieniędzmi dającymi poczucie wartości na ziemi, inni oddają się w ukryciu potajemnym obrzędom, czy zgłębiają wiedzę tajemną. Jedni i drudzy zdecydowanie odrzucają uznanie istnienia Boga sami dla siebie są sterem, okrętem i żeglarzem nie wiedząc o tym, że rzeka która ich niesie, to styl tego świata przemyślany i skonstruowany przez demony tak, aby prowadzić ludzi do piekła.
Są jeszcze wielkie religie światowe takie jak islam, buddyzm, czy hinduizm głoszące innego Boga niż chrześcijaństwo. One to również zwodzą miliardy swoich wyznawców zapewniając ich o tym, że są na drodze prawdy. Ich funkcjonowanie i popularność zależą w dużej mierze od regionu świata i kultury w której się zadomowiły. To samo dotyczy wielkich religii chrześcijańskich takich jak: katolicyzm, czy prawosławie odeszły już bardzo daleko od nauki Biblii żyjąc praktycznie swoim własnym życiem i nie prowadząc ludzi do Boga. Żydzi, świadkowie Jehowy, adwentyści, mormoni, zielonoświątkowcy, baptyści, czy wiele innych pomniejszych wyznań pomimo tego, ze odwołują się do Biblii mieszają w swej doktrynie przeróżne nauki w których trudno się zorientować. Z pewnością jednak nie nauczają tego co głosił Chrystus będąc tutaj na ziemi. Jeszcze gorsze są nowoczesne ruchy uzdrowieńcze, bramchamowcy, new age, scjentolodzy, ruch wiary, czy ewangelia sukcesu i wiele, wiele innych, które w wielu swych przejawach bardziej kojarzą się z demonstracjami demonicznymi i naukami okultystycznymi niż z czymś, co prowadzi do Boga. Widać więc, że demony wcale nie próżnuja, chociaż ich działanie stało się dla nas mniej dostrzegalne.
Nawet tradycyjne kościoły poreformatorskie od zawsze szczycące się poprawną doktryną w dużej swej mierze upodobniły się do kościołów tradycyjnych, gdzie większy nacisk kładzie się na porządek liturgiczny niż relacje z Bogiem. Współczesne zbory luterańskie, ewangelicko-augsburskie, anglikańskie, czy metodystyczne mogą budzić takie właśnie skojarzenia. Natomiast w środowisku ewangelicznym upowszechniły się nauki będące uproszczonymi lub pozmienianymi interpretacjami swoich poprzedników. Mam tutaj na myśli różne doktryny źle pojętego kalwinizmu, które raczej nie zachęcają do walki o świętość i wierne trwanie przy Bogu, a głoszą raczej wiarę w przeznaczenie niż zbawienie z łaski dostępne przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Co więcej samo pojęcie wiary strasznie się wypatrzyło i czasami bardzo przedziwne osoby uważają się za wierzące. W internecie szerzą się przeróżne nauki od reklamujących szkoły egzorcystyczne i prorocze do zupełnie zlaicyzowanych i liberalnych pozwalającym na prawie wszystko w imię miłości Boga do nas. Co oczywiście również jest zwiedzeniem.
Popatrzmy więc na kierunki w których rozwija się nasze społeczeństwo, świeckie trendy, rozrywkę, media, niemoralność, a nawet prawodawstwo, oraz decyzje poszczególnych zborów, oraz pojedynczych ludzi i zastanówmy się jakie tak naprawdę rodzą one owoce. To co kiedyś było powszechnie uznawane za grzech dzisiaj podnosi głowę i domaga się swoich praw. Z drugiej zaś strony coraz trudniej spotkać człowieka, który by po prostu wierzył Słowu Bożemu i żył tak jak w Je rozumienie aby podobać się Bogu. Coś złego dzieje się z tym światem, ludzie jakby powariowali. Widzimy wyraźnie, że demony tak często demonstrujące swą obecność w Ewangeliach Nowego Testamentu (w dalszej części Biblii pojawiające się już dużo rzadziej) wcale nie wycofały się z pola walki, a żniwo ich działalności jest ogromne. W umysłach bardzo wielu wierzących pobudowane zostały takie twierdze warowne, które skutecznie odstraszają ich od dalszego szukania Boga. Nawet niektórzy kierując się własną sprawiedliwością obrażają się na Boga oceniając własne poglądy i postępowanie za właściwe, a innych (nawet Boga) za krzywdzący. Konsekwencją tego są pozrywane relacje z Bogiem, oraz między wierzącymi, zniszczone rodziny i wiele już bardziej realnej krzywdy (J 10,10). Być może jest jeszcze nadzieja, że ci mądrzejsi wyciągną z tego wnioski i będą w stanie ponownie wołać do Boga, aby odbudował ich zrujnowaną wiarę i uratował ich dusze.
Tomasz Jaśkowiec