Tomasz Jaśkowiec, Pozorne dysproporcje

/ 18 sierpnia, 2014/ Artykuły, Tomasz Jaśkowiec

Czytając Ewangelię Mateusza możemy natrafić na pozornie dziwne dysproporcje zupełnie jakby autor celowo użył tak wielkiej przesady chcąc zilustrować przepaść dzielącą obie sprawy. Może to nie jest przypadek. Mam na myśli źdźbło lub belkę znajdującą się w oku człowieka (Mt.7.3-5). O ile źdźbło albo drzazgę w oku można sobie wyobrazić, to belka zupełnie się w nim nie mieści. Jest ona bowiem tysiące lub milion razy większa w zależności od tego o jakiej belce myślał autor. Można by się pokusić o wniosek, że ktoś może dostrzegać coś niewłaściwego w sposobie patrzenia czy myślenia swego bliźniego, a równocześnie nie widzieć, że sam ma tysiące razy większy problem z którego nie zdaje sobie sprawy, a który dodatkowo wypatrzą jego postrzeganie problemu bliźniego. To zaś jest wystarczający powód do rezygnacji z próby osądu problemu brata swego, bo z pewnością będzie on niesprawiedliwy. O co więc może chodzić? Dlaczego dysproporcja jest tak duża i co może być ową belką w oku wierzącego? Podobną dysproporcję znajdujemy jedenaście rozdziałów dalej w tej samej księdze (Mt.18.21-35). Może ta sprawa w wyjątkowy sposób dotyczy Żydów dla których Mateusz napisał tę księgę? Gdyby tak było to prawdopodobnie będzie chodziło o spojrzenie na bożą sprawiedliwość i odniesienie jej do bliźnich z perspektywy prawa i Ewangelii. Generalnie całe kazanie na górze zmienia optykę postrzegania bożej sprawiedliwości. Jeżeli chodzi dokładnie o podany fragment to tym razem mowa jest o przebaczanie. Możliwe, że oba wspomniane fragmenty mają z sobą wiele wspólnego. Jezus posługuje się tutaj pewnym obrazem sługi, który jest winien swojemu Panu dziesięć tysięcy talentów, które zostają mu przebaczone, a sam nie chce darować swojemu współsłudze kwoty 100 denarów. Przyjrzyjmy się bliżej tym kwotom i przepaści jaka jest między nimi. Pierwszą kwotę trudno sobie wyobrazić, jest znowu jakby celowo wyolbrzymiona. Starając się jedynie w przybliżeniu oszacować jej wielkość sprawdziłem, że jeden talent to równoważność 34,272 kg złota. A więc 10 000 talentów to 342 720 kg złota. To ponad 340 ton, czyli dla lepszego wyobrażenia sobie rzędu wielkości to około 14 pełnych wielkich tirów złota (przy ładowności do 25 ton). Obecnie kilogramowa sztabka złota o próbie 999,9 kosztuje w Mennicy Wrocławskiej ponad 136 365 zł. Otrzymujemy więc 4 673 501 zł za talent złota, co daje nam ponad 46 miliardów złotych za całość. To cena detaliczna wzięta z pierwszej lepszej strony w internecie, ale nawet gdyby cena hurtowa była dziesięciokrotnie niższa to sięgałaby ok. 4,5 miliarda złotych, a to naprawdę sporo. Dla porównania budżet stolicy Polski mającej ponad 1 700 000 mieszkańców w 2014 roku wyniósł ponad 13 mld zł przychodu. Gdyby jednak przenieść tą kwotę w czasy kiedy owe słowa były wypowiadane, to roczne dochody króla Heroda wynosiły jedynie 900 talentów, a dochody z podatków Galilei i Perei (tereny zwane Transjordanią) w 4 rpne sięgały 200 talentów. Widzimy, że dług w wysokości jedenastoletnich dochodów króla Heroda lub pięćdziesięcioletnich podatków z Transjordanii był ogromną kwotą w ówczesnym świecie. Natomiast druga badana przez nas kwota, czyli dług jakiego ów sługa nie chciał odpuścić swojemu współsłudze wynosił 100 denarów, czyli na tamte czasy wynagrodzenie za sto przeciętnych dniówek pracy. Nie jestem pewien ile to wtedy mogło być, ale niezbyt wiele. W naszych czasach byłoby to około 10-20 000 zł, no chyba że weźmiemy minimalne wynagrodzenie w naszym kraju, to wyjdzie nam poniżej 4,5 tys. zł. Z miliardów schodzimy na tysiące. Widzimy więc ogromną przepaść jaka istnieje pomiędzy podanymi kwotami i nierealność posługiwania się takimi wielkościami.

Czy aby na pewno ta różnica jest wyolbrzymiona, czy może Jezus chciał nam pokazać pewne proporcje winy człowieka względem Boga i bliźniego? To, że nie ma ludzi niezależnych od Boga wydaje się oczywiste, ale nie każdy chce się z tym zgodzić. Wiele osób nie rozumie na czym polega ich wina względem Króla. Generalnie życie które wiedziemy mamy jakby na kredyt. Sporo każdego dnia dostajemy od Boga: życie, zdrowie, szczęście, radość, miłość, przyjaźń, powodzenie, talenty, pasje, wiedzę, siłę, a nawet częściowe zrozumienie spraw duchowych. Błogosławieństwo nie jedno ma imię, a wylewa się na ziemię obficie jak światło w słoneczny dzień i dociera do każdego. Co jeszcze powiększa nasz dług? Z pewnością nasze kradzieże za które nie ponosimy kary, ale które są nam pamiętane i dodawane do długu. Okradamy Boga z jego chwały nie doceniając tego co nam daje, a nawet przypisując sobie zasługi i sukcesy, których bez Jego pomocy nigdy byśmy nie osiągnęli. To rzeczy małe i wielkie, a my niezależnie od okoliczności każdego dnia dostrzegamy powody swojej chwały, a nie widzimy jej prawdziwego źródła. A wszelkie dobro zstępuje z góry od Ojca Niebieskiego. Również nasze grzechy stanowią o naszej winie względem Boga, a ich miarę Jezus przedstawia w kazaniu na górze pokazując jak niemożliwą jest rzeczą, aby ktokolwiek mógł być uznany czystym względem Boga. Jeżeli zaś zdajemy sobie sprawę z Jego istnienia to również Go znieważamy przypisując Mu winy których nie popełnił i mówiąc o Nim oszczerstwa. Chcemy korzystać z jego błogosławieństwa pomijając jego dawcę, równocześnie znieważając go dzień po dniu swym lekceważeniem, obojętnością, czy niechęcią do Niego. Robimy to wśród ludzi i w samotności, w czynach, słowach i myślach, złą postawą i niewłaściwym nastawieniem, a potem dziwimy się i pytamy co takiego złego uczyniliśmy. Nawet nasze dobre czyny dodają wiele do naszej winy niezależnie od tego czy kierujemy je względem Boga, czy względem ludzi. Dzięki nim popadamy w pychę, faryzeizm i złudne przekonanie o swej dobroci. Są też tacy którym wydaje się, że to Bóg ma dług względem nich, bo przecież tyle dobrego czynili i czynią w jego Imię i dla jego sprawy. Warto w tym momencie dodać, że dusza ludzka jest tak cenna, że żaden człowiek nie jest w stanie odkupić swych win i wyrwać się z ręki kata czekającego na realizację wyroku. To jednak co było niemożliwe dla człowieka uczynił sam Bóg ofiarując na wolność i wykupienie z naszych win. Do kwoty naszej winy o których wcześniej wspomnieliśmy doszła wartość krwi Jezusa Chrystusa, która przelała się za grzechy wszystkich ludzi, a jej wartość przewyższa wszystko co ma jakąkolwiek wartość w każdym wymiarze. Odrzucić ten dar przebaczenia, tą łaskę dowodzącą ponad wszystko wielkiej bożej miłości względem nam ludziom, to zbrodnia przeciwko Bogu i wzgardzenie dawcą miłości. To również wybór niezależności i deklaracja odrzucenia Boga i jego daru. To gotowość do wzięcia na siebie konsekwencji własnego postępowania i zmierzenia się z bożym sądem i gniewem. Wybór wydaje się oczywisty. Wszyscy lubimy prezenty, szczególnie te kosztowne. Jednak chociaż samo wybaczenie jest darmowe, to niesie z sobą pewne konsekwencje. Praktycznym i wymiernym dowodem przyjęcia daru jest odpuszczenie win tym którzy względem nas zawinili, co widzimy w dalszej części przytoczonej przypowieści. Jest to nawet jakby warunek, bez którego przebaczenie królewskie zostanie cofnięte, a grzesznik otrzyma swą karę przed obliczem Boga.

Czas ucieka, a dług każdego z nas rośnie spadając jak piasek pomiędzy nas i naszego Boga sypiąc wielkie hałdy naszej winy, przez które trudno się porozumieć. To wszystko jest wyrazem braku naszej wdzięczności za Jego miłość i dobroć, oraz niechęć do jej odwzajemnienia. To dług niemożliwy do spłacenia i jeżeli nie zdamy sobie z tego sprawy, to będziemy ludźmi mającymi jakby belki w swoich oczach. Może w taki sposób Jezus pokazał różnicę pomiędzy człowiekiem religijnym kierującym się własną sprawiedliwością, a człowiekiem wierzącym opartym o bożą sprawiedliwość. Jeżeli ktoś nie dostrzega zarówno bożej dobroci, miłości i cierpliwości względem jego win to nie powinien się zabierać za ocenianie spraw kogokolwiek. Jeżeli nawet rzeczywiście trzeba coś rozsądzić, to taka perspektywa pozwoli to uczynić w duchu miłości, nie ze względu na ocenianego, ale ze względu na otrzymane od Boga wielkie miłosierdzie. A przebaczenie drugiemu człowiekowi nie jest reakcją na jego skruchę, nawrócenie, czy odpokutowanie swoich win, ale postawą wdzięczności względem Boga, który sam tak wiele nam wybaczył i darował nie będącą w żaden sposób pochodną zachowania drugiego człowieka. Jeżeli zobaczył swą winę i chce za nią w jakiś sposób zadośćuczynić to super, ale jeżeli nie to nasze przebaczenie nie jest od tego zależne. Nie myślmy też sobie, że osoby powszechnie dzisiaj uważane za wierzące w swym postępowaniu, postawach, myślach czy uczuciach są dużo lepsze od pogan, to tylko złudzenie. Człowiek narodzony na nowo będzie aż do śmierci borykał się ze swoją grzeszną cielesną naturą, ale oprócz niej ma jeszcze tą nową umożliwiającą poddawanie się Bogu dzięki czemu będzie się zmieniał i to bardzo. Będzie też w stanie przeciwstawiać się pragnieniom swego serca niejednokrotnie zachęcającego go do szukania własnej przyjemności, korzyści, czy chwały. Natomiast jego nowa natura będzie kształtować w nim nowe pragnienia i postawy których wcześniej nie znał. Z Nim możemy się złączyć w sposób duchowy oddając Mu chwałę poprzez swą uległość względem jego planów. Z Nim też możemy budować więź której wcześniej nie znaliśmy, a rosnący w nas duchowy człowiek mający upodobanie w Bogu i jego Prawie coraz bardziej będzie znajdował upodobanie i rozkosz w Bogu. Aż przyjdzie czas, aby porzucić naszą ziemską egzystencję i na zawsze zjednoczyć się z Jezusem Chrystusem, Ojcem i Duchem Świętym w niebie, oraz ze wszystkimi świętymi wszystkich wieków. Wówczas tak naprawdę zobaczymy jakie wielkie znaczenie miała dla nas decyzja o zaufaniu Bogu i pójścia drogą jego, a nie naszej sprawiedliwości.

Tomasz Jaśkowiec